Przyjazne obcowanie

Komentarz do liturgii XVII Niedzieli zwykłej roku C 

„Panie, naucz nas modlić się” – prośbę uczniów, skierowaną do Chrystusa, powtarzają od wieków chrześcijanie na całym świecie. Prośba kierowana do księży, zakonników, osób duchownych jest w gruncie rzeczy pytaniem, czym modlitwa jest, albo czym być powinna?

Dzisiejsza liturgia słowa uzmysławia nam, że modlitwa to nie tylko wyuczone formułki, powtarzane przez nas niezależnie od wieku i niezmienne od lat. Pacierze, przekazane nam z miłością przez nasze babcie, mamy czy panie katechetki, są niewątpliwie dobre w pierwszych latach bycia chrześcijaninem. Potem jednak modlitwa powinna rosnąć wraz z nami. Jeżeli ja rosnę, a moja modlitwa stoi w miejscu, to nie świadczy to dobrze o mojej duchowości. Skazuję się na to, że w wieku osiemdziesięciu lat będę się spowiadał z tego, że „nie odmawiałem paciorka”. Takie podejście do modlitwy bardzo ją spłyca i sprowadza do funkcji odrabiania „duchowej pańszczyzny”, nie ma jednak nic wspólnego z osobistą relacją z Bogiem.

Czym zatem modlitwa jest? Oddajmy głos specjalistom w tej dziedzinie, ojcom kościoła, świętym i teologom. Święty Hieronim modlitwę określa mianem kierowanej do Boga prośby. Dla Klemensa Aleksandryjskiego modlitwa to rozmowa z Bogiem. Jan Damasceński definiuje ją jako wzniesienie duszy do Boga, akcentując w ten sposób wysiłek i inicjatywę człowieka. Dla św. Augustyna modlitwa to dialog z Bogiem i prośba o rzeczy godziwe. Św. Tomasz z Akwinu z kolei określa modlitwę mianem prośby i wzniesieniem duszy do Boga, podczas gdy św. Teresa z Lisieux nazywa ten akt porywem serca, prostym spojrzeniem ku niebu. Mnie jednak najbardziej podoba się określenie św. Teresy z Avila – modlitwa to przyjazne obcowanie z Bogiem i poufna rozmowa z Tym, o którym wiem, że mnie kocha.

A zatem rozmowa, rozmowa zaś to dialog, a skoro dialog, to nie tylko mówienie, to także słuchanie, a czasami nawet spieranie się. Czytanie z księgi Rodzaju potwierdza tę tezę, ukazując Abrahama kłócącego się z Bogiem o los Sodomy. Przypomnijmy sobie Biblijnego Hioba. Jego modlitwa nie ma w sobie nic z uładzonych i słodkich zdań słyszanych w naszych kościołach podczas adoracji. To spór, walka, zmaganie z Bogiem. Czyż walka Jakuba z Aniołem z Księgi Rodzaju nie była właśnie takim zmaganiem?

Apostołowie umieli recytować psalmy, znali na pamięć świątynne hymny, ale widząc przykład Jezusa stwierdzili, że nie umieją się modlić, stąd ich prośba: „Panie naucz nas modlić się”. Zauważmy, że w odpowiedzi Jezus nie podaje Apostołom gotowej formułki, ale wzór modlitwy. Nie mówi do nich nauczcie się jej na pamięć i powtarzajcie za mną. „Ojcze nasz” uczy nas jak powinniśmy formułować nasze modlitwy do Boga. Komentarz, jakim Jezus opatrzył tę modlitwę nie pozostawia wątpliwości.

Modlitwa, to mało słów, a wiele zaufania do Boga i wiele wytrwałości w tym zaufaniu. Bóg oczekuje od nas modlitwy wytrwałej, natarczywej, zaangażowanej. On chce z nami po prostu rozmawiać, jak rozmawia się z przyjacielem, czasem spierając się z nim o rzeczy zasadnicze. Życie samo podpowie nam tematy. Jeżeli to zrozumiemy, wówczas ze zdumieniem odkryjemy, że modlitwa nie musi być gładka, ułożona, poprawna i zgrzebna. Bóg kocha szaleńców, kocha tych, którzy potrafią się z Nim kłócić, ale kłócić mądrze, kończąc kłótnię stwierdzeniem „nie jak ja chcę, ale jak Ty”. 

Piotr Cuber OFMConv

Zobacz także