Ręce i łapy

Dawno temu, gdym był ministrantem, zdarzyło się, że do zakrystii, tuż przed mszą, wpadł pies. Seter. Brązowy.

Psa natychmiast zaczęto wypędzać, na polecenie proboszcza. Ale jeden ze stojących rządkiem ministrantów pogłaskał go. Ktoś powiedział chłopcu, aby umył ręce, bo przecież nie wiadomo, czy pies był zdrowy etc., etc. W gruncie rzeczy, pewnie słusznie. Nie mogłem za to zrozumieć katechetki, akurat obecnej w zakrystii, która powiedziała: Umyj ręce po tym psie, z taki rękami pójdziesz do Pana Jezusa?

Pisałem już kiedyś, że owa katechetka, siostra elżbietanka, inteligencją nie grzeszyła. Co Pan Jezus może mieć przeciwko pogłaskaniu psa – nie wiem. Jak Panu Jezusowi mogą zaszkodzić ewentualne bakterie czy wirusy, o pasożytach nie wspominając – nie wiem. Jeśliby chodziło o ludzi – chłopak mógł posługiwać z pateną przy Komunii – rozumiem, ktoś przewrażliwiony mógłby żywić jakieś obawy. Ale Pan Jezus?!

Tak mi się przypomniała ta historia, kiedy dezynfekowałem ręce z obawy przed wirusami kociej grypy. Wprawdzie już po mszy, ale mam nadzieję, że Panu Jezusowi nic się nie stało.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.