Refleksja z wakacyjnych lektur.

Refleksja jest o szukaniu łatwego poklasku i o tchórzostwie.

Od razu zaznaczam też, że choć przykłady dotyczą Rumunii, są wg mnie przejawem szeroko rozpowszechnionej tendencji i nie jest moim zamiarem deprecjonowanie tego pięknego kraju, w którym ostatnio dość często zdarza mi się bywać z powodów zawodowych.
Pierwsza z lektur to „Czerwony bunt” Neala Bascomba (Kraków, 2010). Jest to relacja o osławionym buncie na rosyjskim pancerniku „Kniaź Potiomkin” w 1905. Zapewne los marynarzy carskiej floty nie był lekki, choć zdaje mi się, że autor z przesadną naiwnością daje wiarę niektórym świadectwom. Bezspornym faktem pozostaje to, że pierwotne powadzenie buntu wiązało się z zamordowaniem, niekiedy w dość okrutny sposób, kilku oficerów. Pomimo to, kiedy pozbawiony zapasów i osamotniony w swej rewolcie okręt zawinął do rumuńskiej Konstancy, wszystkim tym marynarzom, którzy nie chcieli wracać do Rosji udzielono azylu i prawa swobodnego opuszczenia kraju. Należy może dodać, że to osamotnienie było tylko częściowe i polegało głownie na tym, że do buntu „Potiomkina” nie dołączyły inne okręty carskiej floty. Reakcje zachodniej prasy i tzw. opinii publicznej były dla buntowników raczej przychylne. Wg Bascomba w Konstancy witano ich niemal jak bohaterów.
Druga lektura – „Kontra” Józefa Mackiewicza. Wojska białych przyparte podczas bolszewickiej rewolucji do Morza Czarnego w okolicach Odessy, usiłują uciekać wzdłuż wybrzeża, aby przez zamarznięty liman Dniestru przejść do Rumunii (dzisiejsza Mołdowa należała wtedy do tego państwa). Wśród tych wojsk ewakuują się też kilkunastoletni, najmłodsi ledwo skończyli lat 10, chłopcy z kijowskiego korpusu kadetów. Dochodzą do rzeki, ruszają po lodzie. W pół drogi zatrzymuje ich ostrzał artylerii z zachodniego brzegu. Wracają. Dowódcy podejmują próby wyjaśnienia sprawy. Udaje im się.  Tym razem przechodzą po zamarzniętej rzece bez przeszkód. Chłopcy zostają rozlokowani w pobliskiej, ogrzanej szkole, zostają nakarmieni przez miejscowe kobiety. Choć muszą spać na twardej podłodze jest przynajmniej ciepło. Ale w środku nocy zjawia się rumuńskie wojsko i brutalnie wyrywa ich ze snu, wygania na dwór i pod groźbą karabinów zmusza do natychmiastowego, powrotnego marszu w mrozie i ciemnościach na wschód.

Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Piotr Chrzanowski

Z wykształcenia inżynier mechanik, od dłuższego czasu z zawodu dyrektor. Mieszka pod Bydgoszczą. Mąż z ponad dwudziestoletnim stażem i ojciec dwóch synów w wieku licealnym.