Równia pochyła… czyli o wychowaniu wiernych do uczestnictwa w liturgii

Czy zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdybyście byli nauczycielami jakiegoś przedmiotu powszechnie uchodzącego za trudny  - np. w liceum. Niech to będzie matematyka?

Zaczynamy lekcję… jedną, drugą… dziesiątą… w klasie ciagle 10 uczniów niestety nie nadąża… cóż zrobić? Są niezadowoleni, przestają lubić matematykę… ale nie nadążają, bo nie pracują…

Drogi są dwie… pozostać przy dotychczasowym programie, mimo tego, że ogon uczniów ciągle narzeka i sie nie uczy, nie daje nic od siebie i obwinia nauczyciela o to, co się dzieje… Ale Ci zdolni i przeciętni, Ci którzy pracują, wykazują ciągły postęp…

Albo… albo można dać całej klasie książki do matematyki z podstawówki, i takie też zadawać im zadania. Ci mniej ogarnięci będą będą zadowoleni, w końcu będzie im się udawać. Ci zdolni tez będą zadowoleni, pozornie przynajmniej. Bo wszystko przyjdzie im łatwo. W koncu lekcje staną się łatwe… i tym samym przyjemnie… Niestety. W tej wersji naszej opowieści prawie nikt nie zda matury z matematyki…

Dlaczego o tym piszę?

Otóż mam czasem wrażenie, że jednym z lepszych sposobów na wypełnienie naszych świątyn po brzegi wiernymi, jest obniżanie jakości. Odbywa się to na wielu płaszczyznach. Zaczynamy od upraszczania samych obrzędów, usuwając z nich wszystko to, co może być za długie, nudne i tym samym trudne. W końcu wkracza banalizacja, również do homilii i komentarzy, która sprawia, że są one po prostu nierozwijające. Na końcu zaczyna się wiernego traktować tak, jakby w ogóle zrobił proboszczowi wielką łaskę, że się w świątyni pojawił. Stad należy mu pobyt na liturgii za wszelką cenę uprzejmnić i ułatwić.

Idąca w tę stronę reforma liturgii, która miała uprościć i ułatwić tak wiele, nie odniosła jednak skrzętnie planowanego skutku. Wręcz przeciwnie, europejskie świątynie pustoszeją. Oczywiście nie jestem na tyle naiwny, by twierdzić, że to wina jedynie liturgii i jej reformy. Nie. Dołożyły sie to tego zmiany społeczne, nowy sposób życia w biegu. Ale na pewno reforma miała w tym swój udział.

Czy to, że liturgia jest w języku polskim ułatawia jej rozumienie? Może ktoś uzna to za tendencyjne twierdzenie, ale uważam, że nie. Sam u siebie obserwuję takie zjawisko, że jeśli po raz setny słyszę ten sam tekst, słowo w słowo powtarzany, automatycznie wyłącza mi się słuchanie ze zrozumieniem. Muszę bardzo mocno skupić się na tym, by to, co „odruchowo powtarzam, czy też słyszę” starać się brać do siebie. Kiedy zaś liturgia jest w języku łacińskim, muszę –  by cokolwiek zrozumieć – otworzyć mszalik. I wykazać się pewnym wysiłkiem intelektualnym. On sprawia, że za każdym razem w tych samych tekstach odkrywam coś nowego…

No właśnie… mszaliki, śpiewniki… zniknęły z naszych świątyń. Chyba jeszcze celem podtrzymania działalności różnych wydawnictw, daje się dzieciom książeczki do nabozeństwa przy I Komunii (tzn. każe kupić), z których nigdy nie korzystają. Nawet na samej uroczystości komunijnej. Dlaczego? Śpiewniki, takie niewygodne w noszeniu dla współczesnego wygodnego człowieka zastąpiły w świątyniach wyświetlacze tekstu. Właściwie są już w większości świątyń. Czasem w odpowiednim miejscu, zazwyczaj jednak w takim, że definitywnie psują wygląd prezbiterium. Do tego nierzadko umieszczone są tak, że konkurują z centrum akcji liturgicznej – ołtarzem – o uwagę wiernego. Wierny, który chce śpiewać, musi patrzeć w inną stronę. Więc coś za coś… oczywiście obecność takich unowoczesnień jednocześnie prowadzi do tego, że bardzo poszerza się repertuar pieśni. Więc wierni wręcz nie mają okazji nauczyć się ich na pamięć….

Przykładowy wyświetlaczPomijam, że same wyświetlacze przypominają niekiedy dworcowe klimaty. Ale brak poczucia smaku i estetyki, nie raz już tu omawiany, to norma, która już mało kogo dziwi.

Ważne, żeby wierny nic nie musiał… nie musiał brać śpiewnika, szukać… cokolwiek robić… bo się biedny zmęczy…

A tymczasem wielu tych wiernych, gorliwszych, jest jak ten zdolny uczeń w liceum, który systematycznie chodzi… uczestniczy… ale nie ma świadomości, że to klasa o obniżonym poziomie… i mając 40 lat wie tyle, co powinien wiedzieć porządnie przygotowany kandydat do bierzmowania…

Szybkie i efektowne sposoby zapełniania świątyń są więc krótkotrwałe i jakże iluzoryczne…


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Łukasz Wolański

Łukasz Wolański na Liturgia.pl

Chemik-biotechnolog. Pasjonat teologii, liturgista-praktyk. Czas dzieli między Legnicę i Wrocław. Szczęśliwie żonaty.