Rozłam w Trójcy Świętej

Panie, panowie, siostry i bracia, stała się rzecz niesłychana. Oto obserwujemy ostatnio wzmożony konflikt jaki ma miejsce w łonie samej Trójcy Świętej. Ów harmonijny wydawałoby się związek przechodzi gwałtowny kryzys.

Wygląda na to, że Duch Święty mając dość ponad dwóch tysiącletniego tłumienia Jego tożsamości i skupieniu na prawie Ojca i ofierze Syna, zbuntował się w końcu i zażądał swojej części spadku.

Oto Duch Święty wyrwał się spod kontroli skostniałego Ojca i tak, wreszcie można „poczuć Jego moc”. Przez prawie dwa tysiące lat tłumiony przez Kościół, teraz oto wyrwał się na wolność i od Soboru na świecie, a ostatnio także w Polsce, może w końcu działać w sposób nieskrępowany inspirując kolejne pokolenia kapłanów do nieposłuszeństwa „martwej literze prawa”, pogardy dla godnego odprawiania świętych obrzędów (Pan Jezus tego wszystkiego nie potrzebuje – podobnie jak my nie potrzebujemy łóżek do spania i sztućców do jedzenia) i wielowiekowej tradycji Kościoła (średniowieczna ciemnota, skostniały rubrycyzm) a także lekceważenie Eucharystii (ważne jest poczucie bliskości, czy św. Pośpiech, szacunkowi na pohybel).

Przez dwa tysiące lat Kościół wierzył, że inspirowany tymże Duchem danym w dniu Pięćdziesiątnicy – jest wierny nauce swego Pana i posłuszny Jego słowom. Przez dwa tysiące lat Prawo Ojca i Ofiara Syna były w centrum Jego nauki i troski. A oto – według coraz liczniejszych kapłanów i wiernych – nadszedł czas gdy Duch Święty powiedział „dosyć”. Kościół musi się odnowić. A więc porzucić bez sentymentów to wszystko co stanowiło o jego tożsamości, co przez setki lat kształtowało i umacniało w ludziach wiarę i otworzyć się „na moc”. Dosyć ze skupieniem się na prawie Bożym, mamy miłosierdzie, a więc prawo można przekraczać i naciągać. Dosyć z odprawianiem tej samej smutnej ofiary, pokażmy teraz ludziom ucztę, skończmy z tym okrutnym wizerunkiem krzyżowej męki, dajmy ucztę zbawionych, zabawę, tańce, wy działaliście wcześniej teraz ja będę działał, pokażę wam jak to się robi…

I oto właśnie teraz – jak coraz częściej słyszymy – ten „Duch Święty” inspiruje kapłanów. Kapłanów, którzy na tyle wstydzą się swojej roli, że ukrywają swoją tożsamość za świeckimi strojami czy to na ulicach miast czy portalach skocznościowych, którzy najpierw zawsze próbują pokazać, jakimi są „fajnymi gośćmi” a dopiero potem kapłanami, przez co sprawiają wrażenie jakby wstydzili się swojego wybrania. Kapłanów, którzy zajmują się już nie wiarą, ale odczuciami religijnymi swoich owiec. Którzy dbają już nie o ich wieczne zbawienie, ale o ich doczesny komfort psychiczny. Nie o piękno i godność świętych obrzędów, ale o to by „nie były one nudne” czyli powtarzalne ale „urozmaicone”(co świadczy tylko o tym, że nie rozumieją czym jest obrzęd sakralny). Kapłanów, którzy dla „dobra” wiernych bez wahania poświęcą Eucharystię, lekceważąc ją i ucząc jej lekceważenia. A może już nie kapłanów, tych wybranych spośród wiernych, ale liderów wspólnoty, animatorów zbiorowych przeżyć duchowych, którzy odżywają i czują się na swoim miejscu tylko wtedy kiedy „mogą porwać tłum”, kiedy „czują moc”…

„Cel uświęca środki”, a więc dla dobra wiernych można wskoczyć na ołtarz, na którym niedawno sprawowano ofiarę Pana. Ci, którzy posługują się tym argumentem są tymi, którzy wiedząc, że śmierć Pana przynosi zbawienie przybiliby Go do krzyża, by szybciej to zbawienie otrzymać, lub wiedząc, że umiera On za nasze grzechy, grzeszyli by tym więcej, aby mieli za co otrzymać przebaczenie.

 

Nikt nie neguje duchowych przeżyć, nawróceń i uzdrowień ludzi, którzy uczestniczą w takich spotkaniach. To nie jest pytanie o „prawdziwość” tego typu doświadczeń, ale o to, czy to, co się wówczas dzieje – nawet jeśli ma miejsce Msza święta – jest jeszcze katolickie, czy już tylko „zielonoświątkowe”, lub wręcz para-chrześcijańskie. „Impreza”, choćby najbardziej pobożna, w czasie której lekceważy się Najświętszy Sakrament czy miejsce Jego sprawowania przez podeptanie go, nie może się nazywać katolicką, albowiem Kościół Katolicki powstał jako strażnik i szafarz Najświętszego Sakramentu (i o tyle będzie trwał o ile pozostaniu Mu wierny), a nie duchowych, choćby i wzniosłych, przeżyć wiernych. Sytuacja, w której ksiądz – nawet, a może zwłaszcza z monstrancją wskakuje na ołtarz, choćby tymczasowy „bo jest moc” – wskakuje na głęboki upadek rozumienia czym jest kapłaństwo Chrystusowe i Chrystusowa ofiara.

Podobnie było dwa lata temu – konsekrowano zbyt wiele Hostii, a kiedy diakoni nie mogli ich już więcej zjeść, a w puszkach się nie mieściły, kazano im wsypać je do pustych kartonowych pudeł po komunikantach  i choć „Pan Jezus złota nie potrzebuje” to jak bez tych zewnętrznych oznak szacunku rozpoznać te, które są konsekrowane od tych, które nie są? Jak nie dopuścić do zbiorowego świętokradztwa Najświętszego Sakramentu na katolickiej ponoć imprezie? Czy zabrakło puszek w okolicznych kościołach (mówimy w końcu o Warszawie), dlaczego, choć zadbano o animatorów imprezy, karetki, policję i straż pożarną, nie zadbano o Najświętszy Sakrament? Co stało się potem z owymi „kartonowymi pudłami”, dokąd je zabrano, gdzie złożono Najświętszy Sakrament w pudłach? Czy nie pod ścianą jak zwykle ma to miejsce w sprzątaniu po takich imprezach? Czy ktoś zadbał by oznaczyć konsekrowane hostie od tych niekonsekrowanych? A może, machnięto ręką i pomyślano, że to w sumie to lepiej nie wiedzieć, które są które, wszystko jedno, można było konsekrować raz, to można i drugi… Ale przecież „była moc”…

Rozłam w Trójcy Świętej… albo… nowy duch i nowa religia. „Duchowa”, już nie nędznie cielesna, przywiązania do troski o zewnętrze okazywanie Panu czci. Dająca „moc”. Nowy odłam gnozy.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Agnieszka Myszewska-Dekert

Agnieszka Myszewska-Dekert na Liturgia.pl

Matka pięciorga dzieci. Z wykształcenia pedagog rodziny i katecheta. Pisze artykuły, tworzy opowieści a także chrześcijańskie midrasze. Zafascynowana Pismem Świętym jako żywym Słowem i Przestrzenią w której "żyjemy, poruszamy się i jesteśmy", stara się Je coraz bardziej poznawać i zgłębiać. Publikowała w kwartalniku eSPe i miesięczniku List. Autorka książek: "Modlitwa - nieustanna wymiana miłości" (Kraków, 2001) oraz "Cynamon i Marianna. Baśń inicjacyjna" (Kraków 2015).