Rozmowa po rozmnożeniu chlebów – kryzys wśród uczniów

Kryzys konieczny, który przezwyciężyć pomaga proste pytanie. Byle je naprawdę usłyszeć i w odpowiedzi pójść za tym, co najbardziej własne.
 

Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” Jezus jednak świadom tego, że uczniowie szemrali, rzekł do nich: „To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego wstępującego tam, gdzie był przedtem? To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą.” Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go wydać. Rzekł więc: „Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca”. Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: „Czyż i wy chcecie odejść?” Odpowiedział Mu Szymon Piotr: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Bożym”. (J 6.54.60 – 69)

Jedynie sensownym wydaje się rozumieć to, o czym cały czas Jezus mówi, w porządku symbolicznym. Zarazem Jego sformułowania są tak niedwuznaczne, tak radykalne, że niemalże słychać roszczenie do uznania ich prawdziwości w znaczeniu dosłownym.

Pytanie, które w tej sytuacji powstaje, nasuwa się samo. Jak to możliwe? Widzieli rzeczy nieprawdopodobne, cudowne, chociażby wczorajsze rozmnożenie chlebów. Zdumiewali się, podziwiali. To, co jednak słyszą teraz, przebija sobą każdą niemożliwość, która za sprawą Jezusa stawała się faktem. I teraz nie wystarczy podziwiać, zdumiewać się, ale trzeba w tę niemożliwość, w to coś zupełnie niewyobrażalnego uwierzyć.

Zgorszenie uczniów jest reakcją na to, co jest niepodobieństwem, co jest nie do pomyślenia, a zostało przedstawione jako niezbędne, konieczne.  

Być prawdziwym uczniem prawdziwego nauczyciela jest niezmiernie trudno.  Uczeń daje swoje zaufanie, pozwala na to, by nauczyciel „przenazywał” jego świat. Godzi się na związaną z tym porcję niezrozumiałości, niepojętej oryginalności. Ta zgoda na „stawianie do góry nogami” jego rozeznań jest jednak ograniczona. Przychodzi pora, gdy nauczyciel mówi o tym, co po prostu nie mieści się w głowie, a zarazem domaga się uznania tego, za realne, za kluczowe, ustanawiające, za to, co określi życie ucznia. W tym momencie nauczanie staje się dla iluś przesadą, dla której nie ma usprawiedliwienia. Już tylko gorszy, bo nie przystaje do najbardziej podstawowej wiedzy i wyobrażeń o rzeczywistości. Jest to taki moment, że albo się nauczyciela opuszcza, albo daje ufność nielimitowaną ani rozsądkiem, ani tym, co można sobie wyobrazić, zrozumieć i po swojemu ustawić. Wtedy dopiero adept zaczyna być uczniem.

Ten etap relacji pomiędzy uczniem i mistrzem pozostaje praktycznie nieznany, bo prawdziwych nauczycieli jak na lekarstwo, a i uczniem niewielu ma odwagę zostać.

Myślę, że Jezus jest świadom tego momentu w relacji mistrz – uczeń i doskonale rozumie kryzysową sytuację, jaka w gronie uczniów powstaje. Muszą przez to przejść. Jego uczniowie, jak uczniowie nikogo innego, powinni nauczyć się ufać, bo ich wiarę czeka przeżycie śmierci tego, w kim rozpoznali Syna samego Boga i zmartwychwstanie człowieka imieniem Jezus.

Ci, którzy nie uwierzą w możliwość spożywania ciała i krwi Jezusa, nie mogą być Jego uczniami. Dobrze się dzieje, że odchodzą. Nie każdy nadaje się do tego, by zostać Jego uczniem. Jezus ma swoje „owce”, sługi i uczniów. Nie każda „owca” jest sługą, nie każdy sługa uczniem.    

W takiej perspektywie myślę o pytaniu: „Czy i wy chcecie odejść?” skierowanym do Dwunastu. Nie jest ono cierpkim wyrazem rozczarowania, że iluś odeszło. Nie jest rozgoryczeniem, gorzkim dopytywaniem się najbliższych, bo może i oni niepewni, może i ich ogarnia zniechęcenie, zgorszenie. Ono jest pomocą. Pomaga uświadomić sobie swój stan ducha. Pomaga podjąć decyzję: odchodzę, zostaję. Trzeba próbować usłyszeć ton tego pytania: możesz odejść – jeśli nie wierzysz – powinieneś odejść.

Ten, kto nie wierzy, a zostaje, staje się podwójny, jest podzielony. Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem. (J 6.70) Pytanie, które stawia Jezus Czyż i wy chcecie odejść?, jest szczególną pomocą dla Judasza i jemu podobnych. Nie skorzysta z niej. Gdyby odszedł razem z innymi uczniami, wszystko byłoby w porządku. Zostałby w prawdzie, nie stałby się diabłem – nie stałby się kimś wewnętrznie podzielonym – nie brałby udziału w tym, w co nie wierzy.       

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marian Grabowski

Marian Grabowski na Liturgia.pl

Dr hab. fizyki teoretycznej, profesor zwyczajny nauk humanistycznych. Kierownik Zakładu Filozofii Chrześcijańskiej Wydziału Teologicznego UMK w Toruniu. Zajmuje się aksjologią nauki, etyką, antropologią filozoficzną. Autor m.in. książek: "Historia upadku", "Pomazaniec. Przyczynek do chrystologii filozoficznej", "Podziw i zdumienie w matematyce i fizyce".