Rozterki tradycjonalisty

            Kilka wiosen temu, a więc zanim jeszcze Opatrzność postawiła na mej drodze Brata Horhe i cały tradi-internet, bardzo przeżywałem swoją nader wówczas świeżą „tradycjonalistyczną” tożsamość. Był to też czas narodzin przyjaźni z Jakóbem Lwie Ucho, o którym nie można powiedzieć, aby był tradycjonalistą w tym sensie w jakim jestem ja. Nasze dysputy bywały długie i ostre. W akcie desperacji wysłałem mu któregoś razu z tuzin numerów czasopisma „Zawsze wierni” - oczywiście bez spodziewanego rezultatu. Pewnego razu Lwie Ucho, jak asa z rękawa wyciągnął poniższą historyjkę, którą pozwalam sobie zacytować – tradsowskiej braci ku zadumie, modernistom też… (- A niech sczezną! [przyp. Brat Horhe]): 

„Rozdział CXCIX

Historia nader prostego Starca, co widywał Anioły podczas sprawowania Mszy

          Jeden z Ojców opowiedział nam o pewnym starcu, który wiódł święte i pobożne życie. Zwykł on widywać Anioły asystujące po jego prawicy i lewicy, gdy sprawował Mszę. Jednak nieszczęśliwym trafem znajomość rytu konsekracji posiadł on od heretyków, a jako że był nader prosty i zupełnie niebiegły w Świętej Doktrynie, wypowiadał podczas Offertorium słowa niezgodne z prawdziwą wiarą całkiem nieświadom swego błędu.  

Pewnego dnia Boża Opatrzność sprawiła, że podczas jego Mszy obecny był diakon wiele bardziej obznajomiony ze Świętą Doktryną.

- Słowa, które wypowiadasz podczas Ofiarowania – rzekł do starca – są heretyckie. Ich autorami są ludzie o błędnych przekonaniach.

Starzec jednak, wspominając Anioły, które widywał również podczas Offertorium, skwitował słowa diakona szyderstwem. Ten jednak twardo trwał przy swoim.

- Jesteś w błędzie, Abba – rzekł – Katolicka wiara Kościoła Świętego Matki naszej nie dopuszcza słów, których używasz.

          Do starca powoli zaczęło docierać, że diakon nie żartuje przywołując takie argumenty. Następnym więc razem, sprawując Mszę jak dotychczas, a widząc Anioły asystujące po swojej prawicy i lewicy, zapytał:

- Ów diakon, powiedział mi to i to, dlaczegóż mam mu wierzyć?

- Posłuchaj go – odrzekły Anioły – Mówi on prawdę i wskazuje ci właściwą drogę.

- Skoro tak, to dlaczego Wy nie powiedzieliście mi tego!

- Bóg tak postanowił, że ludzie powinni być napominani przez ludzi.

Od tego czasu starzec postępował zgodnie z napomnieniem diakona, dzięki składając Bogu i swemu bratu.” 

          Dziś stare numery „ZW” na moich półkach pokryła gruba warstwa kurzu. I choć nadal bliższe jest mi podejście traktujące słowo i jego przedłużenie jakim jest dźwięk, jako świętość, niż Jakóbowe – „wierzę, że Pan Jezus jakoś to załatwia”, to w momentach, gdy ogarniają mnie wątpliwości np. czy aby nie powinienem być powtórnie (sub conditione) wybierzmowany, przypomina mi się, sam nie wiem dlaczego, postać pewnego księdza. Przykurzona sutanna, drobna postura, berecik i motorower – komarek. Siedzi na betonowych schodkach do zakrystii i czeka na swoją Mszę. Zapadłe policzki, łysina i spracowane dłonie. „Chłopek z prawem odprawiania” – mawiali o nim jego bracia w kapłaństwie. Przed Per Ipsum uparcie inicjował „Bo Twoje jest Królestwo…”, co do tej pory, po ładnych kilku latach od jego śmierci zdarza się gorliwemu ludowi w Bartolucciewie. Na moje liturgiczne autoskrupulanctwo zwykł mawiać: „Pan Jezus wybaczy…”. On już poznał czy wybaczył. 

Mi i Tobie, Łaskawy Czytelniku, pozostaje nadzieja.

Kyrieleyson

            Kilka wiosen temu, a więc zanim jeszcze Opatrzność postawiła na mej drodze Brata Horhe i cały tradi-internet, bardzo przeżywałem swoją nader wówczas świeżą „tradycjonalistyczną” tożsamość. Był to też czas narodzin przyjaźni z Jakóbem Lwie Ucho, o którym nie można powiedzieć, aby był tradycjonalistą w tym sensie w jakim jestem ja. Nasze dysputy bywały długie i ostre. W akcie desperacji wysłałem mu któregoś razu z tuzin numerów czasopisma „Zawsze wierni” – oczywiście bez spodziewanego rezultatu. Pewnego razu Lwie Ucho, jak asa z rękawa wyciągnął poniższą historyjkę, którą pozwalam sobie zacytować – tradsowskiej braci ku zadumie, modernistom też… (- A niech sczezną! [przyp. Brat Horhe]): 

„Rozdział CXCIX

Historia nader prostego Starca, co widywał Anioły podczas sprawowania Mszy

          Jeden z Ojców opowiedział nam o pewnym starcu, który wiódł święte i pobożne życie. Zwykł on widywać Anioły asystujące po jego prawicy i lewicy, gdy sprawował Mszę. Jednak nieszczęśliwym trafem znajomość rytu konsekracji posiadł on od heretyków, a jako że był nader prosty i zupełnie niebiegły w Świętej Doktrynie, wypowiadał podczas Offertorium słowa niezgodne z prawdziwą wiarą całkiem nieświadom swego błędu.  

Pewnego dnia Boża Opatrzność sprawiła, że podczas jego Mszy obecny był diakon wiele bardziej obznajomiony ze Świętą Doktryną.

– Słowa, które wypowiadasz podczas Ofiarowania – rzekł do starca – są heretyckie. Ich autorami są ludzie o błędnych przekonaniach.

Starzec jednak, wspominając Anioły, które widywał również podczas Offertorium, skwitował słowa diakona szyderstwem. Ten jednak twardo trwał przy swoim.

– Jesteś w błędzie, Abba – rzekł – Katolicka wiara Kościoła Świętego Matki naszej nie dopuszcza słów, których używasz.

          Do starca powoli zaczęło docierać, że diakon nie żartuje przywołując takie argumenty. Następnym więc razem, sprawując Mszę jak dotychczas, a widząc Anioły asystujące po swojej prawicy i lewicy, zapytał:

– Ów diakon, powiedział mi to i to, dlaczegóż mam mu wierzyć?

– Posłuchaj go – odrzekły Anioły – Mówi on prawdę i wskazuje ci właściwą drogę.

– Skoro tak, to dlaczego Wy nie powiedzieliście mi tego!

– Bóg tak postanowił, że ludzie powinni być napominani przez ludzi.

Od tego czasu starzec postępował zgodnie z napomnieniem diakona, dzięki składając Bogu i swemu bratu.” 

          Dziś stare numery „ZW” na moich półkach pokryła gruba warstwa kurzu. I choć nadal bliższe jest mi podejście traktujące słowo i jego przedłużenie jakim jest dźwięk, jako świętość, niż Jakóbowe – „wierzę, że Pan Jezus jakoś to załatwia”, to w momentach, gdy ogarniają mnie wątpliwości np. czy aby nie powinienem być powtórnie (sub conditione) wybierzmowany, przypomina mi się, sam nie wiem dlaczego, postać pewnego księdza. Przykurzona sutanna, drobna postura, berecik i motorower – komarek. Siedzi na betonowych schodkach do zakrystii i czeka na swoją Mszę. Zapadłe policzki, łysina i spracowane dłonie. „Chłopek z prawem odprawiania” – mawiali o nim jego bracia w kapłaństwie. Przed Per Ipsum uparcie inicjował „Bo Twoje jest Królestwo…”, co do tej pory, po ładnych kilku latach od jego śmierci zdarza się gorliwemu ludowi w Bartolucciewie. Na moje liturgiczne autoskrupulanctwo zwykł mawiać: „Pan Jezus wybaczy…”. On już poznał czy wybaczył. 

Mi i Tobie, Łaskawy Czytelniku, pozostaje nadzieja.

Kyrieleyson


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Bartosz Izbicki

Bartosz Izbicki na Liturgia.pl

Miłośnik wypowiedzi Msgr Domenico Bartolucciego, przyjaciel Jakóba (zwanego czasem Lwie Ucho) i Brata Horhe, z którymi przeżywa moc przygód