Rzecz o „tradycyjnych” duszpasterstwach

"Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem" (Mt 5,15). Wszyscy dobrze znamy te słowa z ewangelii Mateusza. Myślę, że śmiało można je odnieść do tzw. „starej” liturgii i wszelkiego rodzaju inicjatyw związanych z duszpasterstwami z nią związanymi. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja wokół starej mszy ciągle się zmienia. Rośnie liczba miejsc, w których jest ona celebrowana. Coraz więcej osób ma okazję się z tą wielowiekową formą modlitwy Kościoła zetknąć. Byłbym jednak przesadnym optymistą, gdybym nie dostrzegał trudności i przysłowiowych „schodów” związanych z chęcią popularyzacji Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego. Chociaż patrząc całkiem obiektywnie i trzeźwym okiem na duszpasterstwa związane z tą forma liturgii trudno nie odnieść wrażenia, że jest to dość mała trzódka. Siłą jednak tej grupy wiernych jest zdeterminowanie i świadomość swoich celów. To niewątpliwy plus. Kolejną rzeczą przemawiającą na korzyść tzw. Tradycyjnych ośrodków duszpasterskich jest dosyć duże zróżnicowanie wiekowe ich członków. O ile inne duszpasterstwa określające się jako stricte młodzieżowe, akademickie czy jeszcze inne SA adresowane do odpowiedniego przedziału wiekowego to w omawianym przypadku tak naprawdę można znaleźć osoby w każdej grupie wiekowej. Od studentów, poprzez młode rodziny aż po ludzi w wieku średnim i osoby starsze. Doliczyć trzeba jeszcze dzieci urodzone ze związków osób już wcześniej uczęszczających na starą mszę. Co ciekawe wbrew „czarnej legendzie”, wedle której na msze trydenckie przychodzą tylko starsze osoby z tęsknoty za dawną liturgią, nie stanowią oni większości. Można śmiało powiedzieć, że są one w mniejszości. Patrząc zatem z boku na przekrój wiekowy osób w tradycyjnych duszpasterstwach tworzy się ciekawa mozaika. Nie trudno skojarzyć to z rodziną: od malucha do seniora. Wraz z końcem pewnego etapu w życiu np. studiów wierny nie rozstaje się z duszpasterstwem, ale nadal w nim jest. Towarzyszy mu ono w kolejnych momentach życia. Niewątpliwie dla wielu osób z tzw. ulicy pierwszy kontakt ze starą mszą może być trudny. Orientacja kapłana, łacina, więcej momentów ciszy niż w Novus Ordo, mnogość gestów i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście szok związany z pierwszą w życiu starą mszą musi zrodzić wiele pytań i może nawet kłopotów. W Polsce trzeba dodać jeszcze częsty, ale już coraz rzadziej używany argument, o rzekomym uczestnictwie w starej mszy jako czymś niestosownym, kojarzącym się automatycznie z lefebrystami i całą otoczką z tym związaną. Dynamizm i zaangażowanie osób w duszpasterstwach ze starą liturgią jest duże. Ważne tylko, żeby ten dynamizm był skierowany na zewnątrz. Celem duszpasterstwa jest pozyskiwanie wiernych i formacja według jakiegoś określonego stylu duchowości. Nie da się ukryć, że stara msza to wymagająca liturgia. Częsty radykalizm oraz zdecydowanie członków duszpasterstwa tradycyjnego jest dobrym przejawem jeśli połączony jest z otwarciem na nowych ludzi. Tradycjonaliści i osoby związane z mszą trydencką muszą działać „tu i teraz”. Lampa nie może stać pod korcem, a talentów nie wolno zakopywać. Skarb jakim jest Nadzwyczajna Forma Rytu Rzymskiego nie wolno zostawiać jedynie zamkniętym grupom i „kółkom wzajemnej adoracji”. Skarbem trzeba się podzielić, bo nie należy on jedynie do poszczególnych wiernych, ale do całego Kościoła katolickiego. Jestem przekonany, że stara liturgia posiada wielki potencjał ewangelizacyjny, którego nie wolno zaprzepaścić. Piękno celebracji potrafi więcej zdziałać niż setki nawet najbardziej ortodoksyjnych kazań. Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem (Mt 5,15). To zadanie młodych katolików do ewangelizacji jest nadal aktualne. Szczególnego znaczenia nabiera w zapowiadanym Roku Wiary. Myślę, że to świetny punkt wyjścia do katechezy, która zwróci uwagę na źródło wiary jakim jest liturgia. Miejsce spotkania z żywym Bogiem, miejsce, z którego teologia czerpie swoją siłę i weryfikuje się. Wśród wielu duszpasterstw można znaleźć te związane ze starą liturgią. Myślę, że w tym wachlarzu jest i miejsce dla tradycjonalistów i sympatyków starej mszy. Przynależność do tradycyjnego duszpasterstwa to nie jest żaden ekskluzywizm – to raczej grupa normalnych katolików, którzy swoją duchowość budują na tym co sprawdzone i omodlone przez wieki. Dlaczego nie zaproponować tej formy innym? Skarbem trzeba się podzielić, a lampy nie wolno schować pod korcem "ale na świeczniku, ażeby ci, którzy wchodzą, widzieli światło" (Łk 11,33).

„Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem” (Mt 5,15). Wszyscy dobrze znamy te słowa z ewangelii Mateusza. Myślę, że śmiało można je odnieść do tzw. „starej” liturgii i wszelkiego rodzaju inicjatyw związanych z duszpasterstwami z nią związanymi.

Nie ulega wątpliwości, że sytuacja wokół starej mszy ciągle się zmienia. Rośnie liczba miejsc, w których jest ona celebrowana. Coraz więcej osób ma okazję się z tą wielowiekową formą modlitwy Kościoła zetknąć. Byłbym jednak przesadnym optymistą, gdybym nie dostrzegał trudności i przysłowiowych „schodów” związanych z chęcią popularyzacji Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego. Chociaż patrząc całkiem obiektywnie i trzeźwym okiem na duszpasterstwa związane z tą forma liturgii trudno
nie odnieść wrażenia, że jest to dość mała trzódka. Siłą jednak tej grupy wiernych jest zdeterminowanie i świadomość swoich celów. To niewątpliwy plus.

Kolejną rzeczą przemawiającą na korzyść tzw. Tradycyjnych ośrodków duszpasterskich jest dosyć duże zróżnicowanie wiekowe ich członków. O ile inne duszpasterstwa określające się jako stricte młodzieżowe, akademickie czy jeszcze inne SA adresowane do odpowiedniego przedziału wiekowego to w omawianym przypadku tak naprawdę można znaleźć osoby w każdej grupie wiekowej. Od studentów, poprzez młode rodziny aż po ludzi w wieku średnim i osoby starsze. Doliczyć trzeba jeszcze dzieci urodzone ze związków osób już wcześniej uczęszczających na starą mszę. Co ciekawe wbrew „czarnej legendzie”, wedle której na msze trydenckie przychodzą tylko starsze osoby z tęsknoty za dawną liturgią, nie stanowią oni większości. Można śmiało powiedzieć, że są one w mniejszości. Patrząc zatem z boku na przekrój wiekowy osób w tradycyjnych duszpasterstwach tworzy się ciekawa mozaika. Nie trudno skojarzyć to z rodziną: od malucha do seniora. Wraz z końcem pewnego etapu w życiu np. studiów wierny nie rozstaje się z duszpasterstwem, ale nadal w nim jest. Towarzyszy mu ono
w kolejnych momentach życia.

Niewątpliwie dla wielu osób z tzw. ulicy pierwszy kontakt ze starą mszą może być trudny. Orientacja kapłana, łacina, więcej momentów ciszy niż w Novus Ordo, mnogość gestów
i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście szok związany z pierwszą w życiu starą mszą musi zrodzić wiele pytań i może nawet kłopotów. W Polsce trzeba dodać jeszcze częsty, ale już coraz rzadziej używany argument, o rzekomym uczestnictwie w starej mszy jako czymś niestosownym, kojarzącym się automatycznie z lefebrystami i całą otoczką z tym związaną.

Dynamizm i zaangażowanie osób w duszpasterstwach ze starą liturgią jest duże. Ważne tylko, żeby ten dynamizm był skierowany na zewnątrz. Celem duszpasterstwa jest pozyskiwanie wiernych i formacja według jakiegoś określonego stylu duchowości. Nie da się ukryć, że stara msza to wymagająca liturgia. Częsty radykalizm oraz zdecydowanie członków duszpasterstwa tradycyjnego jest dobrym przejawem jeśli połączony jest z otwarciem na nowych ludzi. Tradycjonaliści i osoby związane z mszą trydencką muszą działać „tu i teraz”. Lampa nie może stać pod korcem, a talentów nie wolno zakopywać. Skarb jakim jest Nadzwyczajna Forma Rytu Rzymskiego nie wolno zostawiać jedynie zamkniętym grupom i „kółkom wzajemnej adoracji”. Skarbem trzeba się podzielić, bo nie należy on jedynie do poszczególnych wiernych, ale do całego Kościoła katolickiego. Jestem przekonany, że stara liturgia posiada wielki potencjał ewangelizacyjny, którego nie wolno zaprzepaścić. Piękno celebracji potrafi więcej zdziałać niż setki nawet najbardziej ortodoksyjnych kazań.

Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem (Mt 5,15). To zadanie młodych katolików do ewangelizacji jest nadal aktualne. Szczególnego znaczenia nabiera w zapowiadanym Roku Wiary. Myślę, że to świetny punkt wyjścia do katechezy, która zwróci uwagę na źródło wiary jakim jest liturgia. Miejsce spotkania z żywym Bogiem, miejsce,
z którego teologia czerpie swoją siłę i weryfikuje się.

Wśród wielu duszpasterstw można znaleźć te związane ze starą liturgią. Myślę, że w tym wachlarzu jest i miejsce dla tradycjonalistów i sympatyków starej mszy. Przynależność do tradycyjnego duszpasterstwa to nie jest żaden ekskluzywizm – to raczej grupa normalnych katolików, którzy swoją duchowość budują na tym co sprawdzone i omodlone przez wieki. Dlaczego nie zaproponować tej formy innym? Skarbem trzeba się podzielić, a lampy nie wolno schować pod korcem „ale na świeczniku, ażeby ci, którzy wchodzą, widzieli światło” (Łk 11,33).


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Paweł Beyga

Student Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Od kilku lat katolik chodzący na starą mszę, ale nie tradycjonalista ekstremalny. Pasjonat teologii liturgii.