Salve Regina czyli o uporządkowanej miłości

W niektórych katolickich kręgach, do których sam skądinąd kiedyś należałem, w dobrym tonie jest "mienie problemu z Maryją". Deklaracji: "mam problem z Maryją" zwykle towarzyszy poważna mina, która sugeruje, że dany posiadacz rzeczonego problemu świadom jest ciężaru gatunkowego sytuacji (a więc jakiejś sprzeczności wewnątrz jego własnej katolickiej tożamości), ale w imię autentyczności własnej, dążącej do pierwotnej czystości wiary oraz intelektualnej i duchowej uczciwości takie orzeczenie zmuszony jest wydać.

(Śmieję się sam z siebie.)

Postawię tezę (ale proszę pamiętać, że to teza blogowa, nie naukowa, impresja, skojarzenie), że takie protestantyzujące tendencje w "mariologii" części polskich katolików są pokłosiem upadku pobożności liturgicznej, albo może nawet tego, że nigdy się ona tak naprawdę nie rozwinęła. Myślę sobie o tym, kiedy słucham antyfony Salve Regina, tak jak  jest ona śpiewana na zakończenie nieszporów w czasie jarosławskiego festiwalu.

(Taki mały wtręt autobiograficzny. Kiedy dwa lata temu pierwszy raz brałem udział w liturgii godzin wg dawnego rytu dominikańskiego, zakochałem się w tej antyfonie bez pamięci. To znaczy najprawdopodobniej, jak to ma często miejsce w przypadku młodzieńczych zauroczeń, kochałem bardziej uczucia, ktore we mnie budziła, niż ją samą, o jej Adresatce nie wspominając. Ale od tamtego czasu nauczyłem się jej i śpiewając ją prawie codziennie doszedłem do etapu, kiedy koktajl hormonów już się wypalił i pojawiło się uczucie dojrzalsze: do Tradycji liturgicznej Kościoła, która w takiej formie – myślę tu i o tekście i o melodii – tajemnicę Maryi objawiła, a dzięki temu objawieniu i do Niej samej. Drugim takim śpiewem jest dla mnie responsorium Quomodo fiet istud z matutinum uroczystości Zwiastowania.)

Wspomniane przeze mnie "mienie problemu" ma w tle polską rzeczywistość, w której kult Matki naszego Pana ma ciągle dominujący rys "ludowy", silnie afektywny (mniejsza o to czy będzie to afektywność młodzieżowa czy emerycka), mocno (czasem za mocno) uwikłany w dyskurs narodowościowy itd. I jakkolwiek jestem jak najdalszy od negowania czy deprecjonowania "ludowej" wiary, afektywności jako takiej, oraz związków kultu maryjnego z tożsamością narodową, to myślę, że zjawisko to, pomijając obecne w nim ewidentnie właściwe intuicje, może stanowić z tym wykształciuchowskim "mieniem problemu" dwie strony tego samego medalu. Medalu, który określiłbym jako brak równowagi, wynikający właśnie z braku pobożności liturgicznej.

Nie do końca wiem jak ująć to o co mi chodzi. Powiem tak: naucz się i śpiewaj Salve Regina. Jest wówczas duża szansa, że niezależnie od tego, czy jesteś "posiadaczem problemu", czy też podchodzisz do Niej płytko, przez pryzmat pielgrzymkowych (czy innych) emocji, albo wygenerowanego radiowo lęku przed światem, staniesz się in hac lacrimarum valle czcicielem Jej tajemnicy, tak jak czci ją Kościół, niesprowadzalnej do afektów i niepodatnej na ideologie. A Ona post hoc exilium okaże ci swego Syna. Mówiąc kolokwialnie, wyjdziesz na prostą.

* * *

W greckim (Septuaginta) tekście Pieśni nad pieśniami pojawia się werset mocno odmienny od masoreckiego tekstu Biblii hebrajskiej. Chodzi o 2,4, gdzie Oblubienica mówi do przyjaciół Oblubieńca: taxate ep’ eme agapen – "uporządkujcie we mnie miłość". (Orygenes, komentując ten fragment twierdzi, iż "przyjaciele Oblubieńca", a więc Słowa, to wszyscy święci nauczyciele duszy – zarówno anielscy jak i ludzcy.) To właśnie robi w nas liturgia – ten logos modlitwy ufundowany na pokoleniach świętych. Porządkuje miłość.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.