Sprawa wiary

Kościół w SokółceRówno rok temu w miejscowości Sokółka hostia zamieniła się podobno w maleńki fragment ludzkiego serca. Prof. Sobaniec-Łotowska jest przekonana, że "mamy do czynieniami ze zjawiskiem paranormalnym". - Cud zdarza się każdego dnia w czasie mszy świętej, gdy chleb i wino zamieniają się w Ciało i Krew Chrystusa - mówi proboszcz.

Drugie Medjugorie?

Ks. Gniedziejko, proboszcz parafii rzymskokatolickiej św. Antoniego Padewskiego w Sokółce, do sprawy podchodzi "spokojnie i bez emocji" (…). Opędza się od dziennikarzy. Usprawiedliwia obowiązkami. Ma ich sporo. Proboszcz to nie tylko duszpasterz. Również administrator parafii. Ks. Gniedziejko radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Klasycystyczny kościół z dwoma wieżami, świeżo po remoncie, robi wrażenie. Tak samo jak kamienny mur okalający świątynię, z pieczołowicie odrestaurowanymi zabytkowymi bramami. Inwestycyjny rozmach był możliwy, jak mówi ksiądz proboszcz, dzięki hojności parafian. Czy tej hojności starczy również na planowaną przez proboszcza renowację polichromii? Nieżyczliwi Kościołowi mieszkańcy Sokółki mówią, że "cud jest po to, żeby napędzić do świątyni pielgrzymów. Jak zrobią z Sokółki drugie Medjugorje, to i gotówka na polichromię się znajdzie".

Ksiądz Gniedziejko odpowiada na to z uśmiechem: – Bzdury. Pieniądze na polichromię staramy się pozyskać m.in. z Unii Europejskiej.

Zdarzenie, o którym dziś mówi bez mała cała Polska, miało miejsce podczas niedzielnej mszy św. w październiku ubiegłego roku. Komunii udzielało kilku księży. Jeden z nich, przez nieuwagę, upuścił opłatek. Zgodnie z procedurą liturgiczną hostię umieszczono w vasculum, małym naczynku liturgicznym wypełnionym wodą. Tam powinna się była rozpuścić. Naczynko stało w zakrystii. Po tygodniu siostra zakonna odkryła, że woda w vasculum zabarwiła się na czerwono. – Wylaliśmy tę wodę na korporał, czyli biały obrus, na którym stawia się patenę z hostiami. Wtedy zobaczyliśmy coś, co wyglądało jak skrzeplina. Przełożyłem to coś łyżeczką do naczynia i poinformowałem kurię o niezwykłym zjawisku. Skrzep został przekazany do analizy. Dwaj niezależni eksperci z dziedziny patomorfologii wydali identyczną opinię. Według nich to fragment mięśnia sercowego – relacjonuje ks. Gniedziejko.

Medialna wrzawa

O domniemanym cudzie przez prawie pół roku wiedziało zaledwie kilka osób. W styczniu tego roku wśród mieszkańców Sokółki zaczęły krążyć różne opowieści. Np. o śladach krwi pozostawionych na chuście liturgicznej, które ponoć nieustannie zmieniały barwę z różowej na czerwoną. We wrześniu jeden z dziennikarzy białostockich gazet był na południu Polski na spotkaniu religijnym.

To tam ksiądz rekolekcjonista powiedział, że w "Sokółce nastąpił cud". Potem podjęto dyskusje na niektórych portalach internetowych. Zastanawiano się, dlaczego białostocka kuria tak długo milczy w sprawie cudu.

– Nikt tego nie trzymał w tajemnicy. Trudno dawać ogłoszenie czy biec do tabloidów. Poza tym nas po prostu o to nie pytano. Teraz zrobiła się niepotrzebnie medialna wrzawa w całej Polsce – mówi ks. Andrzej Dębski, rzecznik kurii diecezjalnej w Białymstoku.
Ks. Dębski "na razie nie nazywa tego cudem": – Nie można niczego wyrokować do czasu podjęcia decyzji przez diecezjalną komisję, którą ustanowił nasz arcybiskup dla zbadania całego zjawiska. W jej skład wchodzi trzech teologów i trzech profesorów seminarium duchownego. Ich zadaniem jest sprawdzenie, czy nie doszło do ingerencji osób z zewnątrz. Komisja w tej chwili przesłuchuje świadków, sprawdza ich wiarygodność. Musimy mieć pewność, że nie doszło do zamiany komunikantów, że nikt nie zrobił sobie żartu. Chodzi o sprawdzenie, w cudzysłowie, sterylności tego wszystkiego.

Poważna sprawa

– To cud, mówię z pełną odpowiedzialnością – poważny ton głosu prof. Marii Sobaniec-Łotowskiej, patomorfologa z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku1 sprawia, że słuchając jej, odczuwa się dreszczyk emocji. Pani profesor nie może ujawnić szczegółów swoich badań nad cudowną hostią, bo abp Edward Ozorowski, ordynariusz diecezji białostockiej, prosił o zachowanie tajemnicy. Jako patomorfolog z 30-letnim stażem cieszy się autorytetem w środowisku naukowym Białegostoku. Była promotorem doktoratu z zakresu morfologii mięśnia sercowego ze szczególnym uwzględnieniem ultrastruktury. Napisała sporo prac wyłącznie na temat mięśnia sercowego. – Proszę mi wierzyć. To, co zdarzyło się w Sokółce, jest sprawą bardzo poważną. Moim zdaniem to zjawisko nadprzyrodzone – powtarza prof. Sobaniec-Łotowska.

Więcej nic na ten temat nie powie. Zaznacza, że jej badania zostały potwierdzone przez prof. Stanisława Sulkowskiego, innego białostockiego patomorfologia.

Prof. Sulkowski przyznaje, że badał hostię. Mówi, że nigdy z czymś podobnym nie miał do czynienia. To, co widział, może być tkanką mięśnia sercowego. Ze wszystkich znanych mu tkanek najbardziej ją przypomina. Prof. Sulkowski jest człowiekiem wierzącym, ale zastrzega, że "w badaniach naukowych nie ma to nic do rzeczy".

– Nie negujemy opinii specjalistów. To są profesorowie z ogromnym dorobkiem naukowym. Napisali w raporcie, że w komunikancie są "tkanki mięśnia włókna sercowego, lub coś, co najbardziej ten mięsień przypomina". I dalej, że "w ilości nie do podrobienia". Zadaniem komisji kurialnej jest sprawdzenie, że nikt tam nie włożył rąk, żeby się nie okazało, że później ktoś powie "to ja zrobiłem wtedy i wtedy" – wyjaśnia powody powołania komisji kościelnej ks. Andrzej Dębski, rzecznik białostockiej kurii.

Jak długo będą trwały prace komisji? – Kilka dni, a może kilka tygodni – odpowiada rzecznik. – Jeśli okaże się, że to poważna sprawa, cała dokumentacja zostanie przekazana do dalszych badań w Stolicy Apostolskiej.

Boskie plany

Na werdykt czekają przede wszystkim mieszkańcy Sokółki. Ich opinie na temat domniemanego cudu są różne. Część już uwierzyła i modliła się o to, "aby Boskie plany się powiodły". Część podchodzi sceptycznie. Są też tacy, którzy twierdzą, że dzięki cudownej hostii wyzdrowieli. Jedna z kobiet, poważnie chora na cukrzycę, podobno doznała nagłego przypływu sił po tym, jak ksiądz pokazał jej cudowną hostię.

Wielu z mieszkańców Sokółki do niedawna nie miało pojęcia, co tak niezwykłego wydarzyło się w ich 20-tysięcznym miasteczku rok temu. Nagabywani przez dziennikarzy, powtarzają fakty, podawane przez gazety i stacje telewizyjne.

– My, ludzie wierzący uważamy, że w Sokółce zdarzył się cud, ale podchodzimy do tego spokojnie, bo jeszcze musi się wypowiedzieć Watykan. Procedura kościelna w takich sprawach jest długa i skomplikowana – przypomina Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki. Nie ukrywa, że marzy im się, żeby ich miasteczko pojawiło się na pielgrzymkowej mapie Polski. Burmistrz uważa jednak, że "za wcześnie, żeby o tym mówić". – Dzięki temu, że udało nam się wypromować przebiegający przez Sokółkę i okolice Szlak Tatarski, przybyło w tym roku turystów. Trudno jednak porównywać meczety w Bohonikach i Kruszynianach do wydarzenia, które miało miejsce w naszym kościele – uważa Stanisław Małachwiej. Burmistrz zna wszystkie szczegóły wydarzenia sprzed roku. Wyklucza podrzucenie tkanki czy jakąkolwiek inną ingerencję osób trzecich. – To zbyt poważna sprawa. Przy dzisiejszym stanie nauki i techniki łatwo byłoby to udowodnić. Myślę, że żaden z mieszkańców miasteczka czy okolic nie poważyłby się na zrobienie czegoś takiego.
Mają to sprawdzić nie tylko członkowie komisji kościelnej. Również prokuratorzy z Sokółki. Do tamtejszej prokuratury Rejonowej wpłynęło bowiem zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, podpisane przez Małgorzatę Leśniak z Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.

"Fragmenty ludzkiego mięśnia sercowego z rzadka wydostają się z organizmu człowieka za jego życia. W związku z tym pytamy, czy prokuratura wszczęła dochodzenie mające ustalić pochodzenie tych szczątków?" – czytamy w zawiadomieniu.

Anatol Pawluczuk, szef Prokuratury Rejonowej w Sokółce, nie ukrywa, że jego podwładni mają trudne zadanie. Decyzję, czy będą wszczynać śledztwo w tej sprawie, ogłoszą najpóźniej w pierwszym tygodniu listopada.

Cudowna hostia z Sokółki, odpowiednio zabezpieczona, znajduje się obecnie w tabernakulum, w małej kaplicy na piętrze plebanii parafii św. Antoniego. Tam, gdzie mieszka proboszcz Gniedziejko i wikariusze. Wszyscy oni "ze spokojem" czekają na opinie kościelnej komisji. – To dziennikarze narobili wrzawy, rozdmuchali sprawę. W jednym z tabloidów nie dość, że wszystko poprzekręcano, napisano również, że powinniśmy zatrudnić ochroniarzy, żeby pilnowali plebanii – mówi jeden z księży.

Cud zdarza się rzadko

Uznanie przez Kościół cudu eucharystycznego, czyli przemiany hostii w ludzką tkankę, nie zdarza się często. Taki przypadek miał miejsce w VIII wieku we Włoszech, w miejscowości Lanciano. Hostia zamieniła się tam w okrągły fragment serca. Badania dowiodły, że to ludzka tkanka. Relikwię można oglądać do dziś. Jest przedmiotem kultu. Inny tego rodzaju przypadek odnotowano w 1263 roku we włoskiej Bolsenie, gdzie z hostii kapała na korporał ludzka krew.

W czasach nam bliższych cud eucharystyczny zdarzył się w 1996 roku w kościele parafialnym Santa María w Buenos Aires. Księdzu Alejandro Pezeta po zakończonej mszy św. ktoś powiedział, że na podłodze kościoła leży porzucona hostia. Podniósł ją, umieścił w naczyniu z wodą i włożył do tabernakulum. Po kilku dnach zauważył, że hostia zmieniła się w krwistą substancję, która w ciągu następnych kilku dni jeszcze się powiększyła. W 1999 r. kardynał Buenos Aires Jorge Mario Bergoglio zlecił wykonanie badań naukowych. Próbkę przesłano do naukowców w Nowym Jorku, nie informując ich, skąd pochodzi. Dr Frederic Zugibe, słynny nowojorski kardiolog i patolog, stwierdził że substancja to prawdziwe ludzkie ciało i krew, w której obecne jest DNA. "Badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Ten mięsień jest odpowiedzialny za skurcze serca. (…) Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele białych ciałek. Wskazuje to na fakt, że serce żyło w chwili pobierania wycinka (…). Co więcej, te białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje na fakt, że to serce cierpiało – np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej" – napisał dr Zugibe w specjalnym raporcie. To wydarzenie wciąż jest przedmiotem badań w Stolicy Apostolskiej.

Historia domniemanego cudu w Buenos Aires jest bardzo podobna do zdarzenia, które miało miejsce w Sokółce. Przyznał to sam ordynariusz diecezji białostockiej abp Edward Ozorowski.

Końca świata nie było

Na Podlasiu o cudach mówiono już w przeszłości kilkakrotnie. W maju 1965 r. nastolatce z Zabłudowa miała się ukazać Matka Boska, zapowiadając dokładną datę kolejnego objawienia. W oznaczony dzień do miejscowości zjechało ponad tysiąc wiernych; żeby ich rozpędzić, milicja użyła siły, z drugiej strony poleciały kamienie. Matka Boska się nie ukazała, Kościół objawienia nie uznał. W 1981 r. w Olecku z krzyża przy tamtejszym kościele spływała czerwona ciecz. Mówiono, że to krew. Przy krzyżu odbywały się całonocne czuwania. I tego zjawiska Kościół nie uznał za cud.

Kilka miesięcy temu cudu dopatrywano się w fakcie nagłej zmiany koloru twarzy i rąk z pomnika, przedstawiającego księdza Jerzego Popiełuszkę, który stoi w centrum Białegostoku. Początkowo nie było wiadomo, co jest tego powodem. Rozważano wpływ deszczu lub jakieś nietypowe, ale naturalne patynowanie materiału, z którego wykonano pomnik. Jednak deszcz przestał padać, a kolor pozostał. Okazało się jednak, że to nie było żadne nadnaturalne zjawisko. Po prostu ktoś pomnik pomalował. Faktem jest, że farba była jakby nie z tej ziemi. Strażnicy miejscy musieli użyć wiele różnych rozpuszczalników, żeby wyczyścić pomnik.

W Sokółce też już raz mówiono o cudzie. W drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku ktoś zauważył, że z mozaiką umieszczoną na frontonie kościoła pw. św. Antoniego dzieją się dziwne rzeczy. Na twarzy widniejącej tam Matki Boskiej pojawiły się niewielkie pęknięcia. Dorobiono do tego legendę głoszącą, że kiedy dojdą do serca wizerunku Bożej Rodzicielki, wtedy nastąpi koniec świata. Końca świata nie było.

Domniemane przemienienie hostii w tkankę serca w Sokółce, to nie pierwsze, mające znamiona cudu, wydarzenie na Podlasiu, o którym głośno w tym roku. W czerwcu, w Wasilkowie, pojawiły się na niebie promienie, podobno przypominające te z obrazu Jezusa Miłosiernego. Zenon Karczewski, elektroakustyk w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku, opowiada o czerwcowym cudzie z wypiekami na twarzy. – Siedzimy sobie z żoną i wnuczką na tarasie, gdy nagle żona woła: "Zenek, popatrz na niebo". Pobiegłem po aparat. Mam kilka zdjęć. W telewizji też to pokazywali. Niektórzy mówili, że to UFO. Zenon Karczewski jest pewien, że to "był znak od Boga". Takim samym znakiem jest dla niego cud w Sokółce.

– Nie ma możliwości, żeby ktoś wyrwał komuś kawałek serca i włożył do tego, tam, wasculum w Sokółce. Kto mógłby to zrobić, w jaki sposób? To znaki od Boga, który chciał nam powiedzieć, żebyśmy nie tracili wiary i nadziei. U nas, na Podlasiu, ludziom nie żyje się łatwo. Poprzez te cuda Pan Bóg chce nas podtrzymać na duchu – mówi Zenon Karczewski.

Grażyna Starzak

Tekst ukazał się w "Magazynie Piątek" Dziennika Polskiego.

1 Jak podała Katolicka Agencja Informacyjna za "Dziennikiem Gazetą Prawną", Uniwersytet Medyczny w Białymstoku odcina się od wyników badań, które przeprowadzili jego pracownicy. Zdaniem uczelni badania zostały przeprowadzone w sposób nielegalny, poza oficjalną drogą (przyp. Liturgia.pl).

Rozmowa

Z ks. dr. Stanisławem Szczepańcem, konsultorem Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Episkopatu Polski rozmawia Grażyna Starzak


Co stało się w Sokółce?

Stoimy wobec wydarzenia, którego nie umiemy wyjaśnić. Na razie mamy relacje osób, które widziały zaczerwienioną hostię i wyniki badań naukowych stwierdzające, że czerwona substancja to tkanka ludzkiego serca. Na wnioski musimy poczekać, aż skończy pracę komisja teologiczna.

W historii Kościoła odnotowano już tego typu cuda. Czy któryś z nich miał miejsce na terenie Polski?

Duża część z nich miała miejsce we wczesnym i późnym średniowieczu, choć zdarzały się również w innych epokach, także w XX wieku. Jest czymś naturalnym, że w takich miejscach rodził się kult. Wszyscy bowiem mogli widzieć skutki tych zjawisk, np. poplamiony korporał (obrus, na którym stoi kielich mszalny – red.) lub mięsień serca. Dziś można przeprowadzić dokładne badania naukowe. Tam, gdzie potwierdzają, że mamy do czynienia z prawdziwym ludzkim ciałem i krwią, kult rozwija się jeszcze bardziej.

Hostia z Sokółki jest obecnie badana przez zespół naukowców powołany przez białostocką kurię. Planowane są kolejne badania. Jeśli wyznajemy, że jest to ciało Chrystusa, czy można ciąć je na kawałki?

Jestem przekonany, że od chwili otrzymania informacji, iż jest to tkanka ludzkiego serca, nikt nie podchodzi, ot tak sobie, do tej hostii zaczerwienionej w środku. Badania muszą się odbyć i wcale nie są znakiem braku szacunku. Bez nich będziemy tkwili w niewiedzy. Uważam, że problemem nie jest wzięcie kilku takich cząsteczek pod mikroskop czy poddanie ich innym badaniom. Problem stanowi postawa ludzi po stwierdzeniu, że w hostii jest rzeczywiście mięsień ludzkiego serca. Każdy, kto się tym interesuje, będzie musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, co z tą wiedzą zrobi. Oby przyprowadziła go na częstszą i dłuższą adorację Najświętszego Sakramentu.

Czy cuda są nam potrzebne?

Gdyby nie były potrzebne, to by ich nie było. Były potrzebne w Starym Testamencie, ich pełne znaczenie ukazał nam Chrystus, w świetle Ewangelii. Tak powinniśmy patrzeć na cuda, które dokonują się przez wszystkie wieki życia Kościoła, także dzisiaj.

Co to jest "cud eucharystyczny"? Czym różni się od innych cudów uznanych przez Kościół?

Dla wierzących cudownym wydarzeniem jest przemiana chleba w Ciało Chrystusa i wina w Jego Krew. Dokonuje się to podczas mszy świętej. Wtedy jednak nie zmienia się postać chleba ani wina. Nie widać Ciała Chrystusa ani Jego Krwi. Nie da się też ich "wykryć" żadnym ludzkim narzędziem badawczym. Jest to sprawa wiary. Zdarzyły się jednak w historii chrześcijaństwa przypadki, w których z konsekrowanego chleba zaczęła cieknąć ludzka krew lub też w miejsce chleba pojawiła się ludzka tkanka, przede wszystkim tkanka ludzkiego serca. Określenie "cud eucharystyczny" odnosi się najczęściej do tego typu zjawisk.

Jakiego rodzaju przesłanie niesie ze sobą cud eucharystyczny?

Cud taki pomaga ludziom wierzyć w rzeczywistą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Ta wiara prowadzi ich na mszę świętą i na adorację. Znamienne jest, że wiele takich cudów dokonało się przy udziale kapłanów, którzy nabierali wątpliwości w to, czy rzeczywiście w czasie mszy świętej trzymają już nie kawałek chleba, ale ciało Chrystusa. Po przeżyciu cudu nie mieli problemu z uznaniem tej prawdy.

Rozmawiała: Grażyna Starzak

Wywiad ukazał się w "Magazynie Piątek" Dziennika Polskiego.

Zobacz także