Stabilitas loci

Nie umiem podróżować. Czy raczej: nie umiem podróży organizować. Zawsze się boję, że nie zdążę na pociąg czy samolot, że będzie jakieś opóźnienie albo wysiądę nie tam, gdzie potrzeba. I to będzie jeden z powodów, dla których zrezygnuję z wyjazdu do Leeds w lipcu tego roku.

W Leeds odbywa się International Medieval Congress, coroczna impreza, ściągająca mediewistów z całego świata. Ponad 1600 sesji, na każdej trzy wystąpienia; do tego różne dodatkowe atrakcje, jak warsztaty średniowiecznych fryzur czy średniowiecznej kuchni, wycieczki po okolicy (w zeszłym roku m. in. można było zobaczyć Zieloną Kaplicę, gdzie Zielony Rycerz miał Gawainowi ściąć głowę; zdjęcia chyba mają za duży format, by je tutaj zamieścić).

W tym roku jechałbym po raz trzeci. Gdyby nie kryzys, bo część kosztów muszę pokryć sam. I gdyby nie to, że mój londyński przyjaciel, który mi zawsze pomagał praktycznie organizować podróż (czytaj: nocleg w Londynie i pociąg do Leeds), idzie do seminarium. Wczoraj przysłał mi entuzjastyczny email, że rozmawiał z nim kard. Cormac Murphy – O’Connor, który życzy sobie, aby pierwszy rok seminaryjny Clive spędził w Hiszpanii. Ten email przyszedł wtedy, kiedy błagałem Pana, aby mnie oświecił co do wyjazdu.

Wiem, że jestem egoistą, bo ciesząc się, że Clive wreszcie odnalazł swoją drogę (a ma już za sobą połowę życia, według Psalmisty), jednocześnie smucę się, że nikt mi nie pomoże w organizowaniu wyjazdu. A sam – może i dałbym radę, ale skończyłoby się to bardzo zaawansowaną nerwicą.

Mogę się więc pocieszać, jak lis w jednej z bajek Fedrusa, że winogrona są i tak za kwaśne. Np. że nie zdołam porządnie przygotować swojego wystąpienia. Że nie będzie zbyt wielu ciekawych prezentacji w tym roku. Że nie będzie żadnej z osób, które znam. (Że nie będzie Roberty Frank, ale ona i tak tylko raz była na kongresie, z tzw. specjalnym wykładem, sponsorowanym przez Medieval Academy.) Że nie będę się musiał martwić, czy mi wystarczy pieniędzy na leki do września, bo przecież od czerwca będę bezrobotny. Że będę mógł pojechać gdzieś na wieś i porządnie odpocząć przez tydzień, za o wiele mniejsze pieniądze niż pięciodniowy pobyt w Leeds. Że nie zostawię Nessy samej – w 2005 bardzo się rozchorowała, kiedy byłem na kongresie. Etc., etc.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.