Świadomość odklejona

Od ponad roku mieszkam na głębokiej małopolskiej wsi. Decyzji tej generalnie nie żałuję, jedna tylko rzecz jest dla mnie źródłem głębokiej frustracji. Jest nią liturgia sprawowana w mojej parafii. Lata spędzone w dominikańskiej "Beczce" nauczyły mnie tego, że liturgia jest ważna. Nie tego, że liczą się estetyczne uniesienia, ale tego, że jest ona spotkaniem z żywym Bogiem i jako taka powinna angażować mnie całego. Nauczyły też pewnego zaufania do wspólnoty, do tego, że rzeczywiście sprawujemy ją razem, że wiemy, po co tam jesteśmy, że mogę być sobą i jako taki jestem włączony w coś, co mnie przekracza.

Bardzo trudno jest mi w sposób bezpośredni wyjaśnić to poczucie alienacji i frustracji, które ogarnia mnie, kiedy uczestniczę w liturgii w mojej parafii. Przecież nie mam prawa wątpić w szczerą pobożność moich współparafian (wątpię niekiedy w swoją, ale to zupełnie inna sprawa).Teoretycznie Msza jest jak każda inna, co prawda wraz z wszystkimi "normalnymi" cechami polsko-katolickiego podejścia do liturgii (m.in. kiepsko przygotowanymi lektorami, kazaniem ściągniętym z Internetu – kto, przygotowujac samemu homilię dla rolników przeplatałby ją cytatami z Einsteina? – i obrzydliwie moralizatorskim, klękaniem w czasie Sanctus, a w okresie bożonarodzeniowym śpiewaniem "Gdy się Chrystus rodzi" w miejsce Gloria), ale nie takie rzeczy się widziało, nie w takich Mszach uczestniczyło. Nie kwestionując, jako rzekłem powyżej, szczerości ludzkiej pobożności, wydaje mi się, że najbliższym wyjaśnieniem tego, czego doświadczam, jest problem, jak sobie to nazwałem, odklejonej świadomości.

Zobrazuje to przykładem. W niedzielę, wiadomo, po homilii odmawiamy Credo. Jest to moment, w którym zwykle zaciskam zęby i pięści. Nie wiem dlaczego, ale w mojej parafii utartym sposobem odmawiania owego starożytnego, wspaniałego i głębokiego tekstu jest wypowiadanie go jak najszybciej, bez znaków przestankowych, prawie na jednym oddechu, głosem jednostajnym, bez jakiejkolwiek modulacji. Można by powiedzieć, że to aktualizacja zasady breviter et succinte, ale nie, w moim silnym odczuciu jest to – przepraszam za wyrażenie – womityzacja zapamiętanej treści, która po drodze z mózgu do ust nie znajduje żadnego zahaczenia w świadomości. Nie wiemy czym jest to, co wypowiadamy, nie wiemy czego dotyczy, jak wiąże się z naszym życiem, a długie to to przecież…

Za krótko tam mieszkam, żeby wiedzieć od jak dawna ten zwyczaj w mojej parafii funkcjonuje (nie ma go w parafiach sąsiednich). Mam ciche podejrzenie co do roli farosza, który znany jest z tego, że kiedy pewnego razu w czasie odmawiania różańca w kościele, jakiś człowiek "z ludu" powoli wypowiadał słowa modlitwy, został skarcony, że "w tym tempie to my do nieba nie zajdziemy" (!). Nie to jest jednak istotne, lecz ów fakt odklejonej świadomości, która powoduje, że rytuał traci swoją treść. Innym doskonałym i dobitnym tego przykładem, który, w przeciwieństwie do tempa odmawiania Credo, występuje powszechnie w polskich kościołach, jest kucanie w czasie przeistoczenia. Nigdy nie słyszałem, żeby ksiądz skarcił kogoś za ten gest (najwyraźniej rozumieją wszyscy, że czyste spodnie w kancik to w niedzielę rzecz najważniejsza). Układ ciała sygnuje poziom świadomości tego, co dokonuje się na ołtarzu. I wiarę w to. Świadomość kucająca jest świadomością odklejoną.

Czy rzeczywiście wyznajemy NASZĄ wiarę, kiedy "materialno-cielesny" tego wymiar wskazuje na mniejsze zaangażowanie naszych władz umysłowych, niż wykazuje prezenter telewizyjny, przekazujący absolutnie przecież dla niego obojętne wiadomości? Czy rzeczywiście wierzymy w echarystyczną Przemianę, skoro nasza postawa cielesna kojarzy się raczej – znów przepraszam – z defekacją, albo w wersji soft, z pozycją dzieci bawiących się w chowanego za kościelnymi ławkami? 

Nie przeszkadza mi wiele rzeczy, takich jak zróżnicowanie niektórych zwyczajów (nawet to wypływające z niedostatecznej recepcji przepisów liturgicznych). Przeszkadza mi kiepski śpiew i do znudzenia powtarzalny repertuar, ale nad tym mogę spokojnie przejść. Liturgię, która swoją formą zewnętrzną wskazuje na odklejenie świadomości znoszę tylko z najwyższym trudem.    

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.