Szczypta poezji z Krakowskiego Przedmieścia

Między wizytą u lekarza, czytaniem Homera i spacerem z Nessą rozmyślałem o przyjaźni, nawracaniu, politycznej poprawności i dzieleniu ludzi na katolików i całą resztę. I pomyślałem o ks. Twardowskim. Wiele razy się u niego spowiadałem, wiele razy słuchałem jego kazań, wiele razy widziałem go przy ołtarzu Pańskim. Jest dla mnie autorytetem. Widziałem w nim człowieka żyjącego na serio Ewangelią, przeźroczystego, przez którego widać było Boga. (Modlił się o to w jednym ze swych wierszy.)

I poszukałem jego dwóch wierszy, które zamieszczam poniżej.

wyjaśnienie

Nie przyszedłem pana nawracać
zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania
jestem od dawna obdarty z błyszczenia
jak bohater w zwolnionym tempie
nie będę panu wiercić dziury w brzuchu
pytając co pan sądzi o Mertonie
nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor
z czerwoną kapką na nosie
nie wypięknieję jak kaczor w październiku
nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają
nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką

po prostu usiądę przy panu
i zwierzę swój sekret
że ja, ksiądz
wierzę Panu Bogu jak dziecko

*   *   *   *   *
nie sądź

Mój ty w gorącej święconej wodzie kąpany
proszę cię nade wszystko
nie sądź przedwcześnie nikogo
ani
ascety który prowadzi do nieba sam siebie na smyczy
ani
skrupulata który stale przepisuje swoje sumienie
                              tam i z powrotem z czystego na brudno
ani
szlachetnych a nadmuchanych
ani
ostrzących sztylet litości
ani
żmijki serca
ani
deklamujących: polna myszka siedzi sobie
                         konfesjonał ząbkiem skrobie –
ani
stukających do nieba w kaloszach

ani
pesymizmu tak głębokiego że każe szukać
ani
tych dla których śmierć jest tylko ostatnią
                           urzędową formalnością
ani
tych po których zostają tylko portrety
                           jak dostojne małpy

Przeczytałem te wiersze i pomyślałem: Niedobrze, ks. Twardowski był widać prekursorem politycznej poprawności i zblazowanego katolicyzmu…


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.