U Pana Boga bez pieca

Po kamedułach, przed Trzema Królami

Dałem się wyciągnąć na gregoriańskie nocne modły w przeddzień dzisiejszej uroczystości. Jak już dałem znać, że wpadnę na chwilkę, kantor (i tutejszy bloger) Robert Pożarski poprosił mnie o odśpiewanie Rodowodu Pana Jezusowego według Łukasza, na melodię gregoriańską, ale po polsku. Prośbie nie odmówiłem, a z mojej perspektywy rzecz wyglądała następująco.

Najpierw dostałem nuty w mejlu, a potem piękny wydruk przyniósł mi Robert. Prześpiewałem rzecz parę razy, bacząc zwłaszcza, żeby Malaleelowi nie zabrakło żadnej sylaby imienia, i żeby całość dała się zaśpiewać bez zmiany tonacji.

Wieczór zacząłem cotygodniowymi śpiewami Sacred Harp, co znakomicie przysposabia do udziału w śpiewaniu tzw. hard gregorian. O dziesiątej zjawiło się auto (ukłony dla pana Macieja!). Pierwsze wrażenie z Bielan: tłoczno, bo ludzie cisnęli się przy wejściu do kaplicy. Drugie wrażenie: straszliwie zimno i ciągnie od posadzki. Lodówka. Trzecie wrażenie: jest tu dobrze wypasiony kocur. Wrażeń było więcej, wagi większej i mniejszej. Wrażenie ogólne: swojsko.

Tu dygresja: Ostatnio z pasją powracam do chorału w wydaniu Dominique’a Vellarda. Responsoria wczorajszej nocy też sobie tak wyobrażam: śpiew lekki, zwiewny, bardzo szybki. Było inaczej. Troszkę tak, jakby nadal towarzyszyły mi pieśni z Ameryki.

Przyszła i na mnie kolej. To było niezwykłe przeżycie. Pierwszy raz (może jedyny) śpiewałem Genealogię. Pomagało usytuowanie pulpitu: twarzą do ołtarza. Pomagało podwójnie: uniemożliwiało rozproszenie widokiem ludzi, ale co ważniejsze skupiało, dając możliwość nie tylko patrzenia w nuty, ale i zerkania co jakiś czas na krucyfiks. To było śpiewanie przed obliczem Pana. Nie obyło się bez kiksów, bo o niektórych przodkach Pana mówi się spokojnie, w dolnych rejestrach, a niektóre imiona się niemal wykrzykuje. Gdyby melodia spokojnie dochodziła do tych wysokich dźwięków i na nich trwała, byłoby łatwiej, a tak nie było wiadomo, jak się skończy kolejny skok wzwyż. Pani Beata pewnie wspomniane kiksy ładnie nazywa dodatkowymi akcentami dramatycznymi. Jak zwał, tak zwał. Ważne, że udało się rzecz wyśpiewać poważnie i godnie. Cieszę się, że mogłem w ten sposób głosić Ewangelię.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Błażej Matusiak OP

Błażej Matusiak OP na Liturgia.pl

Urodzony w 1970 r., dominikanin, filolog klasyczny, teolog, doktor muzykologii, duszpasterz, katecheta, recenzent muzyczny, eseista i tłumacz, mieszka w czeskiej Pradze, gdzie opiekuje się polską parafią. Publikacje: Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki (Kraków 2003); recenzje płytowe w Canorze, cykl audycji „Musica in Ecclesia” w Radiu Józef.