Universae Ecclesiae – krok trzeci

Nie można ignorować poleceń Soboru zawartych w Sacrosanctum Concilium. Wobec liturgii dominikańskiej przyjęto jednak właśnie takie rozwiązanie – przemilczenie.

Jaki wpływ powinna mieć Konstytucja o Liturgii Świętej na ryt dominikański? Punktem wyjścia do niniejszego tekstu i prób odpowiedzi na to pytanie jest wcześniejszy wpis, który umieściłem na blogu. Zdaję sobie sprawę, że opisanie postulowanego w nim „kroku trzeciego”, wymaga solidnej i wielowymiarowej pracy. Tutaj wobec tego postaram się jedynie wymienić zasadnicze problemy, przed którymi przyjdzie nam stanąć, gdy na poważnie zaczniemy adaptować wskazania Konstytucji do Mszy w rycie dominikańskim.

Na początku trzeba zauważyć, że przy jakiejkolwiek interpretacji dokumentu fundamentalnego dla odnowy liturgicznej, po prostu nie da się przemilczeć faktu, że Sobór chce aby „jak najrychlej zbadać i poprawić księgi liturgiczne przy pomocy znawców i z uwzględnieniem wypowiedzi biskupów z różnych stron świata” (KL 25), ponieważ „święta Matka Kościół pragnie dokonać ogólnego odnowienia liturgii”, po to by „lud chrześcijański pewniej czerpał ze świętej liturgii obfitsze łaski” (KL 21). Pięćdziesiąt lat, to chyba nieco długo, jak na „jak najrychlejsze” podjęcie wymagań Soboru. Niemniej, tak właśnie się stało, że ryt dominikański nie zaznał reformy według wskazań Vaticanum II, jedynie pewne elementy liturgii dominikańskiej trafiły do rytu rzymskiego w jego zwyczajnej formie i tak powstało mszalne proprium dominikanów. (Mam nadzieję, że niebawem w naszym serwisie ten temat zostanie rozwinięty przez tekst o. Mirosława Wylęgały OP.)

Zauważmy również na wstępie, że wszelka odnowa liturgii ma rozgrywać się jedynie w „częściach podlegających zmianom, które z biegiem lat mogą lub nawet powinny być zmienione” (KL 21). Dla współczesnych niejasne może być uzasadnienie, które w tym punkcie podaje Konstytucja. Pisze bowiem, że należy podjąć odnowę tych części liturgii wówczas, „jeżeli wkradły się do nich elementy, które niezupełnie dobrze odpowiadają wewnętrznej naturze samej liturgii, albo jeżeli te części stały się mniej odpowiednie”. Zgódźmy się więc, że obecnie trudno jest określić, które z ceremonii w liturgii dominikańskiej spełniają powyższy warunek. Dlatego, wszelką zmianę powinno opóźnić się do czasu, w którym ryt kaznodziejów będzie odprawiana zgodnie z modusem określonym przez Universae Ecclesiae. Dopiero wobec praktyki, będziemy w stanie określić, jakie elementy rytu należy i można poddać modyfikacji.

Cele

Sobór najpierw precyzuje jaki jest cel postulowanego odnowienia, mianowicie: „ma [ono] polegać na takim układzie tekstów i obrzędów, aby jaśniej wyrażały święte tajemnice, których są znakiem, i aby lud chrześcijański, o ile to możliwe, łatwo mógł je zrozumieć i uczestniczyć w nich w sposób pełny, czynny i społeczny” (KL 21, por. KL 50). Zatem cele odnowy są dwa: pełniejsze ukazanie tajemnic paschalnych i pełniejsze w nich uczestnictwo. Podjęcie na nowo celebracji liturgii dominikańskiej należałoby konfrontować z pytaniem, czy wyraźnie wskazuje na misterium Paschy i czy dla uczestników jest kodem wystarczająco czytelnym.

Etapy

Sobór odnotowuje również zasady dotyczące procesu, w jakim ma przebiegać odnowienie. Wydaje się, że jest on wspólny dla wszystkich rytów liturgicznych, a więc i dla dominikańskiego. Przyjrzyjmy się mu pokrótce.

Pierwszym etapem zmian jest spełnienie zalecenia: „reformę poszczególnych części liturgii powinny zawsze poprzedzić dokładne studia teologiczne, historyczne i duszpasterskie” (KL 23). Obecna perspektywa pozwala nam z pewnym krytycyzmem odnieść się do tego zapisu. Świadomi krytyki reformy posoborowej, doceniając badania i studia, możemy starać się uniknąć archeologizmu i swoistego nowinkarstwa posługującego się w odnowie liturgii ceremoniami starożytnymi lub domniemanymi jako takie. Sama Konstytucja jednak daje wyraz przekonaniu, że zmiany są konieczne i poleca niekiedy przywrócić zapomniane zwyczaje. Dlatego podkreśli i doprecyzuje ten temat w punkcie 50: „[w obrzędach] należy opuścić to, co z biegiem czasu stało się powtórzeniem lub dodatkiem bez większej korzyści. Natomiast pewne elementy, zatracone w ciągu wieków, należy przywrócić stosownie do pierwotnej tradycji Ojców Kościoła, o ile to będzie pożyteczne lub konieczne”. Wobec tego, studia potrzebne do odnowy rytu dominikańskiego należałoby przeprowadzić w zakresie teologii, duszpasterstwa i historii liturgii braci kaznodziejów. Może warto tutaj nadmienić, że oryginalna wersja rytu kaznodziejów, w kilku aspektach wydaje się ciekawą podpowiedzią dla odnowy liturgii według założeń Sacrosanctum Concilium (w szczególności w zagadnieniu paralelności akcji celebransa i chóru). Ale ponownie, nie należy popadać w przesadę. Wnioski wysnute na podstawie badania źródeł mają być kryterium podejmowanych zmian, wyłącznie wówczas, gdy jest to pożyteczne lub konieczne.

Drugim etapem odnowy jest badanie dwóch czynników – teoretycznego i praktycznego. „Ponadto należy wziąć pod uwagę zarówno ogólne zasady budowy i ducha liturgii, jak i doświadczenie, wypływające z ostatniej reformy liturgii oraz z indultów, udzielonych różnym miejscowościom” (KL 23). Tekst odnosi się do sytuacji sprzed 1963 roku, my jednak mamy o wiele szersze spektrum do analiz. Wiemy, co się stało z liturgią rzymską i jakie błędy popełniono w trakcie jej odnawiania. Zdajemy sobie sprawę, co stanowiło trudność dla wspólnot działających na mocy indultów. Opierając się na obserwacjach opactw takich jak Fontgombault, możemy ocenić adekwatność odnowy, którą podjęły. W końcu, wiemy, że stworzenie mszalnego proprium dominikańskiego nie przyniosło realnego skutku na polu praktyki liturgicznej. Mając to wszystko w pamięci, możemy z większą ostrożnością proponować odnowę rytu dominikańskiego, a ciesząc się przywilejem własnej liturgii nie musimy stosować się do ostatniego ze wskazań przytoczonego punktu: „W miarę możności należy unikać poważnych różnic w obrzędach graniczących z sobą regionów”.

Wreszcie trzecim etapem odnowy jest zastosowanie kryteriów: konieczności i organicznego wzrostu zmian. „Nowości należy wprowadzać tylko wtedy, gdy tego wymaga prawdziwe i niewątpliwe dobro Kościoła, z zastrzeżeniem jednak, aby formy nowe wyrastały niejako organicznie z form już istniejących” (KL 23). Wobec tego należy zmierzyć się z fundamentalnymi pytaniem o zasadność powrotu do liturgii dominikańskiej i o możliwość zapewnienia jej organicznego rozwoju.

Pierwsze pytanie nie może być zignorowane. Rozbija się bowiem na szereg kwestii szczegółowych: jaki jest cel duszpasterski powrotu do dawnej liturgii, jak uzasadnić całe to zamieszanie skoro nawet nie ma grup wiernych, którzy są do tej liturgii przywiązani, skąd miałaby wypływać konieczność odnowienia rytu, skoro realnie go nie ma. Pytania te są skutkiem zerwania z liturgią dominikańską przeszło 40 lat temu. Czy jesteśmy w stanie dostrzec uzasadnioną potrzebę powrotu i w konsekwencji odnowy rytu kaznodziejów?

Drugie pytanie również jest konsekwencją sytuacji zerwania (przynajmniej na terenie Polski). Czy wobec zerwania z liturgią dominikańską, jej forma z 1962 roku jest tym, z czego ma organicznie wyrastać odnowiona liturgia? Z jednej strony to najbardziej oczywista odpowiedź, z drugiej strony jednak, wszystko zależy od tego, co uznamy za organiczny wzrost. Można bowiem dowodzić, że od czterdziestu lat liturgia dominikańska jest martwa, nie owocuje, nic na jej polu nie rośnie. Wobec tego, tym, co powinno być organicznym korzeniem odnowionego rytu dominikańskiego, nie może być on sam ale wyłącznie zwyczajna forma rytu rzymskiego. Nie jest to argumentacja zupełnie bezzasadna. Może właśnie, podobnie jak to stało się w wieku trzynastym, właśnie ze zwyczajnej formy rytu rzymskiego należy wyprowadzić odnowioną formę liturgii dominikańskiej? Takie stanowisko można przeciwstawić innemu. Skoro liturgia dominikańska przestała funkcjonować, a najbliższa jej kształtem jest nadzwyczajna forma rytu rzymskiego, to właśnie ta ostatnia powinna być punktem wyjścia do odnowy w myśl zasady organicznego wzrostu.

Mimo iż problem uważam za otwarty, staję na stanowisku, że właściwym jego rozwiązaniem jest przyznanie się do błędu i w imię 4 punktu Konstytucji powrót do liturgii zakonnej, a następnie podjęcie próby jej odnowy. Jeśli milcząco potwierdzamy słuszność posunięć kapituły w River Forest z 1968 roku i decyzji generała Fernandeza (rok później), które doprowadziły do porzucenia z własnej liturgii Zakonu, wówczas nie znajdziemy uzasadnienia na odnowę rytu dominikańskiego. Możemy, co najwyżej znaleźć powody na stworzenie zupełnie nowej liturgii.

Środki

Przy pobieżnej lekturze Konstytucji można odnieść wrażenie, że Soborowi zależy przede wszystkim na skróceniu obrzędów i ich uproszczeniu. Jak inaczej zrozumieć nakaz, by obrzędy odznaczały się szlachetną prostotą, by „były krótkie i jasne bez niepotrzebnych powtórzeń, dostosowane do pojętności wiernych, aby na ogół nie potrzebowały wielu wyjaśnień” (KL 34, por. także KL 50)? Msza w rycie dominikańskim jest prostsza niż rzymska w formie nadzwyczajnej. Zawiera krótsze obrzędy u stopni ołtarza, prostsze offertorium, wspólny ryt komunii świętej dla wiernych i kapłana (od roku 1933). Cóż można z niej usunąć, by stała się jeszcze prostsza? Można próbować ograniczyć ilość wykonywanych znaków krzyża podczas Kanonu. Ale czy o to chodzi Ojcom soborowym? Wobec tego jeśli nie chodzi o skracanie, to o co chodzi?

Postulowane uproszczenie liturgii ma na celu dostosowanie jej do pojętności wiernych. Sobór jednak poza kwestią języków narodowych – czym zajmiemy się później – nie zawiera żadnych konkretnych poleceń uproszczenia liturgii. Jak wobec tego osiągnąć zakładany efekt: rozumne uczestnictwo wiernych w liturgii? Jak zmierzyć, czy je osiągnęliśmy? Sobór tego nie określa, daje jednak kilka wskazówek jak to uzyskać.

Po pierwsze, należy rozwinąć duszpasterstwo skupione wokół Biblii. „Stąd też w trosce o odnowienie świętej liturgii, jej rozwój i dostosowanie należy rozbudzić serdeczne i żywe umiłowanie Pisma świętego” (KL 24).

Po drugie, trzeba rozwinąć duszpasterstwo liturgiczne: „należy także usilnie kłaść nacisk na katechezę ściśle liturgiczną, a i podczas wykonywania obrzędów, jeżeli zachodzi potrzeba, przewidzieć krótkie pouczenia: ma je podawać – byle w odpowiednich momentach – kapłan lub inna osoba kompetentna, w słowach zgodnych z przepisami” (KL 35, pkt. 3). Podobnie też w numerze 56 czytamy: „Sobór święty usilnie zachęca duszpasterzy, aby w katechezie gorliwie uczyli wiernych uczestniczenia w całej Mszy świętej, zwłaszcza w niedziele i obowiązujące święta”.

Najlepszym miejscem katechezy o liturgii są homilie, które „treść swoją powinny czerpać przede wszystkim ze źródeł Pisma świętego i liturgii, jako zwiastowanie przedziwnych dzieł Bożych w dziejach zbawienia, czyli w misterium Chrystusowym, które zawsze jest w nas obecne i działa, zwłaszcza w obrzędach liturgicznych” (KL 35, pkt. 2).

Co prawda, moje własne doświadczenia z komentarzem liturgicznym, który odbywa się poza homilią, są jak najgorsze. Nie można jednak przemilczeć faktu, że Sobór dopuszcza dla komentarzy w liturgii i inne momenty. Nie precyzuje jednak jakie, a nie brałem udziału w takiej celebracji, której komentarz nie psułby doszczętnie. Gdy komentator pojawia się przy mikrofonie, mimowolnie staję przed widowiskiem i oglądam to, co mają mi do pokazania. Nawet, gdy celebrans zaczyna objaśniać, co robi, czuję się bardzo nieswojo, bo burzy tym samym „kierunek” celebracji – odprawia przed wiernymi, a nie wraz z nimi przed Bogiem Ojcem. Stąd, osobiście uważam, że komentarzy w trakcie liturgii trzeba unikać jak ognia. Można pozwolić sobie na komentarz przed Mszą, ale nie w trakcie. Czego byśmy jednak nie powiedzieli o samym miejscu komentarza do liturgii, jasnym poleceniem Soboru pozostaje tworzenie duszpasterstwa liturgicznego, by wierni mogli właściwie w liturgii uczestniczyć.

Po trzecie, trzeba przygotować zgromadzenie do odprawiania Mszy: wyznaczyć funkcje i do ich pełnienia przygotować uczestników. „W odprawianiu liturgii każdy spełniający swą funkcję, czy to duchowny, czy świecki, powinien czynić tylko to i wszystko to, co należy do niego z natury rzeczy i na mocy przepisów liturgicznych” (KL 28). To zupełnie inny rodzaj duszpasterstw, niż liturgiczna katecheza dla wiernych. Przygotowanie prezbiterów, diakonów, subdiakonów, ministrantów, kantora, chóru zakłada, że liturgia staje się dla konkretnej grupy wiernych swoistym powołaniem, ich własną posługą dla Kościoła. Wymaga poświęcenia, często podjęcia kursów, rozbudowanej praktyki. Jest jednak nieodzowna, ponieważ „czynności liturgiczne nie są czynnościami prywatnymi [wobec tego] poszczególnych członków [zgromadzenia] dosięgają w różny sposób, zależnie od stopnia święceń, urzędów i czynnego udziału” (KL 26). Wskazania Soboru w tym zakresie są bezwzględne: „Ministranci, lektorzy, komentatorzy i członkowie chóru również spełniają prawdziwą funkcję liturgiczną. Niech więc wykonują swój urząd z tak szczerą pobożnością i dokładnością, jak to przystoi wzniosłej posłudze i odpowiada słusznym wymaganiom Ludu Bożego. Należy więc starannie wychować te osoby w duchu liturgii oraz przygotować do odpowiedniego i zgodnego z przepisami wykonywania przypadających każdemu czynności” (KL 29). Nie można poprzestać na jako tako śpiewającym chórku, ministrantach ledwo zorientowanych w tym, co się dzieje, wiernych, którzy po prostu będą obecni lub przeciwnie będą wyręczać księdza w jego roli. Perspektywa pracy potrzebnej, by godnie odprawić Mszę może zniechęcać, ale może również działać dokładnie odwrotnie. Oto w liturgii jest miejsce na wspólne celebrowanie: zaangażowane, świadome i pełne poświęcenia. Rozsądny proboszcz wokół przygotowania Mszy świętej może zorganizować dużą część parafialnego duszpasterstwa. Łącząc katechezę liturgiczną dla wiernych z równoległym przygotowaniem kilkudziesięciu osób do posług liturgicznych buduje wspólnotę wokół Mszy. Czy nie jest to jeden z praktycznych wymiarów „Ecclesia de Eucharystia”? Dla dominikanów proces ten jest równie wymagający. Mało który z braci zna liturgię swojego Zakonu. Niewielu śpiewa chorał, coraz gorzej znamy łacinę… Pracy sporo, ale nagroda wspaniała.

W końcu, po czwarte, żeby nie było zbyt prosto, należy jeszcze wiernych nauczyć ich roli w liturgii. „Celem wzmożenia czynnego uczestnictwa należy pobudzać wiernych do wykonywania aklamacji, odpowiedzi, psalmów, antyfon, pieśni jak również czynności czy gestów oraz przybierania właściwej postawy ciała. W odpowiednim czasie należy zachować także pełne milczenie” (KL 30).

Osobiście uważam, że powyżej dotknęliśmy największego nieporozumienia narosłego wokół Sacrosanctum Concilium. Celem Konstytucji tylko pośrednio są zmiany w samym rycie rzymskim. Nadrzędne wobec nich jest stworzenie duszpasterstwa liturgicznego. Odnowiona liturgia to taka, w której wierni uczestniczą rozumnie i pobożnie.

Kwestie szczegółowe

Księgi liturgiczne

Wobec powyższych czterech punktów, trzeba zapytać, a co z księgami? Czy te, które były dostępne w latach sześćdziesiątych minionego wieku wystarczą? Sobór zdaje sobie sprawę z tego problemu. Rozbudowane duszpasterstwo liturgiczne, dopuszczenie odpowiednio przygotowanych osób do pełnienia wyznaczonych im posług, wymaga modyfikacji rubryk. „Podczas krytycznego przepatrywania ksiąg liturgicznych powinno się pilnie czuwać, aby rubryki przewidywały także rolę wiernych” (KL 31). Ryt dominikański łatwiej zaadoptować do postanowień Soboru, niż to się początkowo wydaje. Ryty zakonne przewidują codzienną Mszę konwentualną, podczas której bracia zgromadzeni w chórze są zaangażowani w celebrację poprzez śpiew antyfon, części stałych, responsorium mszalnego, aklamacji, przez przyjmowanie właściwej postawy ciała etc. Wystarczy wobec tego rozszerzyć pojęcie chóru. Jeśli wierni mają być włączeni w liturgię tak, jak to Sobór określa, należy potraktować ich jak braci zgromadzonych w stallach podczas Mszy konwentualnej. Tak się mają sprawy z Mszą konwentualną, a więc uroczystą. Zagadnieniem do rozstrzygnięcia są zasady obowiązujące na Mszach śpiewanych lub Mszach małego ołtarza (tak zwanych prywatnych czy cichych). Tutaj należałoby się zastanowić na ile ministranci mają reprezentować zgromadzenie, a na ile powinno ono przemówić własnym głosem. Pamiętajmy, że „Kościół bardzo się troszczy o to, aby chrześcijanie podczas tego misterium wiary nie byli obecni jak obcy i milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy tę tajemnicę dobrze zrozumieli, w świętej czynności uczestniczyli świadomie, pobożnie i czynnie, byli kształtowani przez Słowo Boże, posilali się przy stole Ciała Pańskiego i składali Bogu dzięki, a ofiarując niepokalaną hostię nie tylko przez ręce kapłana, lecz także razem z nim, uczyli się samych siebie składać w ofierze i za pośrednictwem Chrystusa z każdym dniem doskonalili się w zjednoczeniu z Bogiem i wzajemnie z sobą, aby w końcu Bóg był wszystkim we wszystkich” (KL 48).

Nie można też uciec się do rozwiązania, na mocy którego oddzielimy zgromadzenie od celebransa i (jak to niektórzy sugerują) zachęcimy dominikanów do odprawiania wyłącznie mszy prywatnych. Dlaczego? Ponownie, trzeba czytać to, co Sobór zaleca: „Ilekroć obrzędy, stosownie do ich własnej natury, wymagają odprawiania wspólnego z obecnością i czynnym uczestnictwem wiernych, należy podkreślać, że o ile to możliwe, ma ono pierwszeństwo przed odprawianiem indywidualnym i niejako prywatnym” (KL 27).

Języki narodowe

Jak rozstrzygnąć zagadnienie języków narodowych we Mszy świętej? Może nie wszyscy Czytelnicy zdają sobie sprawę, że praktyka powszechnie stosowana w zwyczajnej formie rytu rzymskiego, nie do końca odpowiada temu, co zalecił Sobór. Dopuszczenie języków narodowych dzieje się na mocy wyjątku. „W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe (KL 36 §1)”. Wobec tego, taki należy też przyjąć punkt wyjścia w stosunku do rytu dominikańskiego, który par excellence jest rytem łacińskim, z rodziny rytów rzymskich. Tyle zasada, a wyjątki? Sobór zdaje sobie sprawę, że „użycie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych [dlatego] można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w niektórych modlitwach i śpiewach” (KL 36 §2) „oraz jeżeli warunki miejscowe tego wymagają, w tych także częściach, które należą do wiernych. Należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać stałe teksty mszalne, dla nich przeznaczone, także w języku łacińskim” (KL 54). Wobec tego, można by wprowadzić język polski w czytaniach, w homilii, w modlitwie wiernych, w niektórych modlitwach i śpiewach. Zwróćmy jednak uwagę, że nie zwalnia to nikogo od znajomości łacińskich części stałych i odpowiedzi ludu.

Pod niewinnym sformułowaniem „modlitwy i śpiewy” kryje się zagadnienie nastręczające wielu problemów. Po pierwsze, zagadnienie chorału gregoriańskiego, który jest jedynym właściwym śpiewem liturgii dominikańskiej. Jeśli nie odważymy się na adaptację melodii chorałowych do języka polskiego, a osobiście uważam, że mamy za mało wiedzy, by tego dokonać, wówczas w Mszy uroczystej niewiele pozostanie do tłumaczenia. Można pokusić się o wykorzystanie polskiego tłumaczenia Gloria, Credo, Pater noster. Czy warto jednak tłumaczyć dialog przed prefacją, Non sum dignus i Et cum spiritu tuo? Jestem przekonany, że tłumaczenie dialogów przed prefacją (ewentualnie samej prefacji) będzie szkodliwym rozbiciem jedności modlitwy eucharystycznej. Jeśli porzuci się myśl o tłumaczeniu tego dialogu, wszystkie inne nie stanowią problemu.

Można też – powołując się na 54 punkt Konstytucji – zaproponować inne rozwiązanie: obrzędy u stopni ołtarza i Liturgia Słowa po polsku, Liturgia Ofiary po łacinie, od Ojcze nasz po polsku. Czy to jednak będzie pożyteczne dla wiernych? Kolekty w języku narodowym mogą przynieść choćby ten pożytek, że wprowadzają w tajemnicę dnia i ją konkludują w dziękczynieniu i ostatniej prośbie. Łatwiej pewnie będzie wiernym włączyć się w nie, gdy będą zrozumiałe. Takie wyjaśnienie jednak jest zwodnicze. Dlaczego wówczas nie tłumaczyć wszystkiego? Czy prefacja nie zawiera uwielbienia Boga w wielkich dziełach, które wspominamy? Napotykamy tu na trudność, której nie sposób rozwiązać teoretycznie, bez uprzedniej praktyki w języku łacińskim. Dlatego proponuję jej w tej chwili nie rozstrzygać.

Inkulturacja dotyczy – obok stosowania języków narodowych – przejmowania zwyczajów lokalnych i adoptowania ich do liturgii. Zwyczajem polskim jest choćby śpiewanie kolęd w okresie Bożego Narodzenia. Osobiście nie jestem przychylny wprowadzaniu do liturgii zakonnej zwyczajów lokalnych (poza kultem świętych). Niemniej, to kolejna kwestia wymagająca rozstrzygnięcia przy odnowie rytu dominikanów (por. KL 37).

Liturgia Słowa

Skoro o języku narodowym mówiliśmy w stosunku do liturgii słowa, przyjrzyjmy się zaleceniom, które pozostawił Sobór w odniesieniu do wykorzystania Pisma Świętego w liturgii Mszy świętej. Najpierw w numerze 35 pkt. 1: „Należy przywrócić w nabożeństwach czytanie Pisma świętego dłuższe, bardziej urozmaicone i lepiej dobrane”. Następnie w numerze 51: „Aby obficiej zastawić dla wiernych stół słowa Bożego, należy szerzej otworzyć skarbiec biblijny, tak by w ustalonym przeciągu lat odczytać wiernym ważniejsze części Pisma świętego”. Wobec tego potrzebujemy nowego lekcjonarza. Obecnie stosowany w liturgii dominikańskiej pochodzi z XVI wieku, zawiera ograniczoną ilość czytań, w zasadzie w dni okresu zwykłego czyta się te same lekcje przez cały tydzień, chyba że przypada święto lub wspomnienie. Czy można użyć lekcjonarza rzymskiego zwyczajnej formy rytu? Niestety nie, a to dlatego, że wówczas zupełnie miniemy się z podstawowym powodem, dla którego Sobór zaleca skomponowanie nowego cyklu czytań: uwydatnienie wewnętrznego związku między obrzędem i słowem w liturgii (por. KL 35). Stosując nowy lekcjonarz rzymski antyfony, responsoria i modlitwy przestaną odpowiadać czytaniom. Jeszcze większe nieporozumienia pojawią się na styku pomiędzy liturgią Mszy świętej, a brewiarzem, w którym kazania na kolejne niedziele przestaną odpowiadać odczytywanym w nie wyjątkom z Ewangelii. Do czasu, aż liturgia dominikańska nie będzie odprawiana codziennie, nie stanowi to wielkiego problemu, ale staniemy przed nim z pewnością.

Osobiście jestem przekonany, że również problematyczne jest umiejscowienie homilii w Mszy świętej. Konstytucja w 52 numerze zaleca ją jako część samej liturgii. Dalej, nakazuje by miała miejsce po Ewangelii (por. KL 53). Tradycyjną odpowiedzią na słowa Ewangelii było Credo. Osobiście uważam, że dopiero po wyznaniu wiary warto wygłaszać homilię. W ten sposób staje się ona pomostem pomiędzy liturgią słowa a ofiary, może być komentarzem tak do jednej jak i drugiej części Mszy. Nie rozbija akcji liturgicznej i nie sprawia wrażenia, jakby Credo było modlitewnym rozbiegiem po jakiejś przerwie w Mszy. Ponadto, zalecana przez Sobór nowość – modlitwa wiernych – będzie wyraźniej łączyć się z modlitwą eucharystyczną, w której kapłan zanosi uprzednio wypowiedziane modlitwy zgromadzenia, tak „aby z udziałem wiernych odbywały się modlitwy za Kościół święty, za tych, którzy nami rządzą, za tych, którzy znajdują się w różnych potrzebach, oraz za wszystkich ludzi i o zbawienie całego świata” (KL 53). Nota bene, modlitwa wiernych nie musi być obecna we wszystkich Mszach, ale zwłaszcza w niedziele i święta nakazane (por. KL 53). Dodatkowo trudno znaleźć w liturgii dominikańskiej wzorzec dla modlitwy powszechnej. Naturalnym punktem odniesienia wydaje się wielkopiątkowa modlitwą powszechną lub preces z liturgii godzin. Jak, w którym momencie Mszy i w jakie dni – to pytania, na które przyjdzie nam udzielić odpowiedzi.

Komunia Święta

Niedocenianym, moim zdaniem, poleceniem Soboru jest, by wierni przyjmowali komunię świętą konsekrowaną na danej Mszy świętej. „Zaleca się usilnie ów doskonalszy sposób uczestniczenia we Mszy świętej, który polega na tym, że po komunii kapłana wierni przyjmują Ciało Pańskie z tej samej ofiary” (KL 53). Jest to zalecenie, które wymaga praktycznych zmian w rycie dominikańskim. Jak je przeprowadzić, pozostaje kwestią otwartą. Może to jedynie szczegóły, ale warto zwrócić na nie uwagę. Patena ma inną funkcję w mszy dominikańskiej, niż ta, którą spełnia w zwyczajnej formie rytu rzymskiego. Hostia przez znaczną część Mszy spoczywa na korporale a nie na patenie. Pateną kapłan żegna się znakiem krzyża. Czy należy wobec tego postawić inną patenę z komunikantami przeznaczonymi dla wiernych, czy może gruntowniej zmienić ryt?

Podobnie problematyczne jest udzielanie komunii świętej pod dwiema postaciami. Nie ze względu na trudności praktyczne, ale ze względu na rozstrzygnięcia liturgiczne. Zwróćmy uwagę, że jeśli przyjmiemy postulowane wyżej rozszerzenie pojęcia chóru na wiernych uczestniczących w Mszy, tak, że przyjmą oni na siebie rolę i zaangażowanie takie samo jak zakonnicy, wówczas dopuszczenie do komunii powinno odbywać się na tych samych zasadach. Biskupi zezwolili uczestnikom mszy konwentualnej (osobom z danej wspólnoty) na przyjmowanie komunii świętej pod postaciami chleba i wina. Czy należałoby ten przywilej rozszerzyć i na osoby świeckie, skoro tak samo jak zakonnicy uczestniczą w danej Mszy?

Koncelebra

Ostatnim poleceniem Soboru jest stworzenie nowego rytu koncelebry (KL 58). Należałoby najpierw zweryfikować, jak i czy w ogóle funkcjonowała koncelebra w rycie dominikańskim. Ten element pozostawię nieomówiony. Niemniej, wiadomym jest, że podejmując odnowę liturgii dominikańskiej, nie unikniemy szeregu pytań związanych z koncelebrą.

Zakończenie

Powyższy tekst to zaledwie postawienie wybranych problemów związanych z odnową liturgii dominikańskiej. Temat fascynujący i pilny. Fascynujący, ponieważ wymaga szeregu badań, stworzenia duszpasterstwa, umożliwia karmienie się wiarą i pobożnością braci, którzy przed nami tworzyli zakon kaznodziejów. Pilny, ponieważ wystarczy zaniedbać ryt jeszcze przez kilkanaście lat i ostatni świadkowie jego użycia (przynajmniej spośród Polaków) odejdą do Pana. Sam jestem skłonny działać pospiesznie, dlatego pozwolę sobie na koniec pozostawić przestrogę: „Dlatego nikomu innemu, chociażby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować lub zmieniać w liturgii” (KL 22 § 3).


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Grabowski OP

Tomasz Grabowski OP na Liturgia.pl

Od początku zaangażowany w działalność Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, w latach 2005-2010 jego dyrektor, a od przekształcenia w Fundację – prezes w latach 2010-2016. Od września 2016 r. prezes Wydawnictwa Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego „W drodze” w Poznaniu i stały współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.