Wcielenie i rytualna apokatastaza

Uroczystość Wcielenia nie daje mi spokoju. A właściwie nie tyle sama uroczystość, co jej liturgia. A w zasadzie nie tyle jej liturgia, co fakt, iż stosowane w niej jeszcze gdzieniedzie (bo już chyba nie wszędzie) padnięcie na kolana na "Et homo factus est", uwydatnia tylko to, że w pozostałe dni roku ta największa i najstraszliwsza tajemnica naszej wiary przelatuje gdzieś niepostrzeżenie.

(Zdaję sobie sprawę, że gdybym uczestniczył liturgii sprawowanej w nadzwyczajnej formie rytu, ten problem by nie istniał. Tym większy ból… i, nie powiem, irytacja. No i poniekąd wstyd.)

Od sierpnia chodzi za mną ta fraza: rytualna apokatastaza. Przyszła mi do głowy w czasie którychś nieszporów na festiwalu w Jarosławiu, jako refleksja nad praktyką głębokiego pokłonu na "Gloria Patri…". Apokatastaza kojarzy się zwykle z ideami powszechnego zbawienia i pustego piekła, co ma swoje korzenie w sporach orygenistycznych i zarzutach kierowanych w stronę Mistrza z Aleksandrii, jakoby głosił możliwość zbawienia szatana. Jednak samo słowo apokatastasis oznacza "powrót do stanu pierwotnego" (nb. w tym też znaczeniu było używane przez Orygenesa i w obrębie jego systemu nie implikowało żadnych bezbożności) i o ten jego sens mi chodzi. Rytualna apokatastaza to coś, co umożliwia nam liturgia: żyjąc w świecie upadku, którego głównym rysem, niejako pieczęcią czy znamieniem było i jest zachwianie właściwej, wpisanej w naturę relacji stworzenia do Stwórcy, możemy powrócić do stanu pierwotnego. Oddanie Bogu chwały, uznanie Jego prymatu sprawia, że przestajemy być sługami, a stajemy się przyjaciółmi. Albo wręcz – dziećmi. Jeden z błogosławionych paradoksów.

Jak to się ma do Wcielenia? Starożytne chrześcijańskie adagium głosi, że "Syn Boży stał się tym, czym my jesteśmy, abyśmy my mogli stać się tym, czym On jest". Jako pierwszy sformułował je bodaj Ireneusz z Lyonu, a jest to o tyle ciekawe, że według niego jednym z zasadniczych rysów zbawczych działań Jezusa jest bycie człowiekiem w taki sposób, w jaki Adamowi się nie udało – to znaczy jako absolutnie posłusznego Ojcu. Chrystus w sobie samym ustawia człowieczeństwo z powrotem tam, skąd wypadło na skutek pragnienia bycia "jak Bóg" (widać to szczególnie mocno w genialnej egzegezie kuszenia na pustyni, którą podaje w V księdzie Adversus haereses). Nasze wyniesienie leży więc w upodobnieniu do Chrystusa – pokornego Sługi Jahwe. 

Cześć dla Wcielenia jest czcią dla kenozy, w którą włączając się wracamy do stanu pierwotnego.  

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.