Według Boga czy według świata – recenzja

Jeśli ktoś chciałby sięgnąć po ten wywiad, aby się utwierdzić w przekonaniu, że dominującą rysą duchowości trydenckiej są zapędy do bycia oblężoną twierdzą, a każdy „trads” po cichu pielęgnuje pragnienie bycia kamieniem rzuconym na szaniec, z pewnością się rozczaruje.

W pierwszym kontakcie duże zaskoczenie: spodziewałam się traktatu, a tymczasem książka okazała się wywiadem–rzeką. Szkoda, że nie jest to zaznaczone na okładce, bo sama forma jest zachęcająca, szczególnie dla współczesnych odbiorców, przyzwyczajonych przez internet do formy składającej się z krótkich tekstów. Tym, co zachęca, jest też skład: dawno nie czytałam publikacji tak przemyślanej, jeśli chodzi o złamanie tekstu, grafikę, układ przypisów i wytłuszczeń, a jednocześnie tak przyjaznej czytelnikowi, jeśli chodzi o ilość świateł i ich rozmieszczenie oraz wielkość czcionki.

Jednak, jak to w dobrej książce, tym, co liczy się najbardziej, jest treść. Paweł Milcarek jest odpytywany przez Jacka P. Laskowskiego i Bogusława Kiernickiego, miejscami prowokacyjnie, miejscami na pograniczu sporu (co zresztą buduje zachęcające napięcie) w temacie liturgii trydenckiej, jej historii, bolesnej teraźniejszości oraz perspektyw na przyszłość.

Okładka wywiadu-rzeki z Pawłem Milcarkiem

Wstęp jest w dużej mierze świadectwem o spotkaniu z rytem nadzwyczajnym i odkrywaniu, że: „to jest jakieś mocne życie, w którym jest dla mnie miejsce, ale które nie łasi się do mnie” (Wstęp, s. 16). Miejscem ostatecznego „nawrócenia” na usus antiquor było benedyktyńskie opactwo Fontgombault. Nawet gdybym nie wiedziała o tym powiązaniu z duchowością patriarchy mnichów łacińskich, to zapewne bym się jej domyśliła. W wielu wypowiedziach przebija duchowość mnichów oparta na wewnętrznym pokoju wypływającym z przekonania, że Pan jest z nami. I właśnie ten pokój jest charakterystycznym rysem książki. Pokój trzeźwy, bo wierny prawdzie, nadto świadomy wyzwań i pracy. Istotnym rysem całości jest także wierność zasadzie zapisanej w Regule jako wskazówka, jak opat ma czuwać nad wspólnotą: „by i mocni mieli to, czego pragną, i słabi nie uciekali” (Reguła 64, 19), co w przypadku tej książki oznacza dostrzeżenie i uszanowanie racji zarówno tych, którzy dostrzegają wartość starego rytu, jak i tych, dla których ojczyzną jest novus ordo.

Jeśli ktoś chciałby sięgnąć po ten wywiad, aby się utwierdzić w przekonaniu, że dominującą rysą duchowości trydenckiej są zapędy do bycia oblężoną twierdzą, a każdy „trads” po cichu pielęgnuje pragnienie bycia kamieniem rzuconym na szaniec, z pewnością się rozczaruje. Za to dowie się, że praktykę starego rytu także psuto oraz w jaki sposób to robiono. Czytelnik wzbogaci swoją wiedzę także np. o informacje o rozgrywkach personalnych wewnątrz Watykanu, których efektem była taka, a nie inna recepcja nauczania soboru (perypetie godne scenariusza thrillera!). Odkryje też, że są przestrzenie, w których łączą się postulaty wszystkich liturgistów, jak chociażby ten, by wystrzegać się tandety (anty)liturgicznej (okazuje się, że pechowe pomysły na zastosowanie wytworów technologii w liturgii miewali już proboszczowie przed soborem – po co zapalać świeczki, skoro są takie sympatyczne żaróweczki w kształcie płomyczków?).

Po wstępie następują trzy zasadnicze części: protokół strat, jak do nich doszło i jak rysuje się droga przed Kościołem. W protokole kolejne pozycje stanowią: dezorientacja, od archeologii do wygody (stosowania II Modlitwy Eucharystycznej), odarcie z szat (i gestów), tandeta antyliturgiczna (czyli kenoza inaczej), aktywizm (będący reakcją na zbyt mocne oddzielenie prezbiterium od nawy, a przez to dezorganizację liturgii), nadaktywność, przez którą w nowym rycie gubi się znaczenie ciszy.

Jak widać lista jest długa i trudno miejscami odmówić jej słuszności. Ważne jest też zatarcie w nowym rycie, widoczne bardziej w teologii na Zachodzie, niż u nas, wymiaru ofiarniczego Mszy. Ma ona być ucztą, ale zapomina się, że jest to biesiada okupiona Krwią Ofiary. Problemem jest też teologia kapłaństwa – w nowym rycie mocniej podkreśla się znaczenie kapłaństwa powszechnego. Tu trudno się nie zgodzić, że formą jego realizacji niekoniecznie jest np. recytowanie wraz z kapłanem formuły konsekracji (a tego typu sytuacje zdarzały się np. w USA), czytanie czytań czy bycie szafarzem nadzwyczajnym. Jednak interpretacja poszła właśnie w tym kierunku, powodując klerykalizację świeckich.

Druga część jest historią narodzin ruchu liturgicznego: jego postulatów, ich sformułowania oraz tego, jak zostały przeprowadzone na II Soborze Watykańskim, a następnie wprowadzone w życie. Ciekawa jest część poświęcona ruchowi liturgicznemu w Polsce m.in. wprowadzającemu do szerokiego użytku mszaliki z dwujęzycznymi tekstami modlitw oraz objaśnieniem gestów.

W części poświęconej soborowi oczywiście nie mogło zabraknąć postaci abp. Bugniniego, co jednak cenne opisanego raczej przez jego działania, niż zarzuty dotyczące przynależności do masonerii. Co także ważne, widzimy go oczami osoby obserwującej bezpośrednio jego poczynania, kard. Ferdinando Antonellego. On także był zwolennikiem reform, jednak nie wystawia przełożonemu Komisji wprowadzającej reformy zbyt dobrego świadectwa: „Nie chciałbym się pomylić, ale najbardziej znaczącym niedostatkiem u księdza Bugniniego jest brak formacji i zmysłu teologicznego”(Posoborowe etapy reformy, s. 174). Tak więc o ile na początku można byłoby mieć przez chwilę wrażenie, że niechęć do nowej mszy mogła być resentymentem kurialistów rzymskich, to po lekturze fragmentów zapisków kard. Antonelli to owo wrażenie zdecydowanie blednie. Po szczegóły zapraszam do książki.

Trzecia część to perspektywy na przyszłość i, oprócz wielu cennych uwag, trzy możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń. Najbardziej optymistyczna: współistnienie dwóch rytów, które dzięki temu będą się wzajemnie wspierać w coraz głębszym rozwoju. Pesymistyczna: chrześcijaństwo pozostanie w postaci małych wspólnot podobnych do gmin wczesnochrześcijańskich i tak, jak one będzie doświadczać fal prześladowań i wolności wyznania. Wreszcie wizja najbardziej pesymistyczna i według mnie nierealna – zatomizowanie wspólnoty Kościoła tak wielkie, że papież straci realną możliwość realizowania swojego prymatu, a wspólnoty Kościoła zamienią się w quasi–sekty.

Tym, co jest bardzo cenne w tym wywiadzie, jest pójście za koncepcją Benedykta XVI, który nie zakazuje nowego rytu ani (bardziej radykalni zapewne powiedzieliby – póki co!) nie czyni z niego formy nadzwyczajnej, ale wyraża pragnienie współistnienia obu rytów w życiu liturgicznym Kościoła. W Polsce wielu tradycjonalistów to ludzie o formacji wyniesionej z Oazy czy Drogi Neokatechumenalnej, w stary ryt wchodzą z bagażem formacji (deformacji także) NOMowej i traktują ją po posoborowemu: starają się rozumieć, wejść w akcję liturgiczną, nawet nie tyle mową czy śpiewem, ale podążać za kapłanem, rozpoznawać etapy liturgii. I ten fenomen wydaje się świadczyć właśnie o prawdziwości intuicji papieża: ryty te wpływając na siebie nawzajem, mogą się ubogacać, dopełniać. Nie ma liturgii doskonałej, każdy ryt ewoluuje, nawet jeśli jest skodyfikowany, to wyrastają wokół niego praktyki pobożnościowe – w doskonałej liturgii będziemy uczestniczyć dopiero w niebie.

W pełni zgadzam się natomiast z uwagami na temat niechęci wobec klasycznego rytu obecnej wśród księży. I obawiam się, że dopóki w praktyce dostępność do obu rytów nie będzie równie prosta, nie będzie też miejsca na wyważoną debatę. Po jednej stronie będą uprzedzenia, po drugiej poczucie krzywdy.

Mam nadzieję, że ten wywiad będzie jedną z tych książek, które szerzej otworzą świątynie na praktykę usus antiquor i tak przetrą drogę do szczerej i merytorycznej rozmowy na temat rzymskiej liturgii.

P. Milcarek, Według Boga, czy według świata?, Dębogóra 2011, ss. 296.

W załączniku – ekstrakt pochodzący z wywiadu z Pawłem Milcarkiem, a w SKLEPIE Liturgia.pl egzemplarz do nabycia!

 

 

Zobacz także