Wierzyć, żeby zobaczyć

Sobota IV tygodnia okresu wielkanocnego, lit. słowa: Dz 13,44–52; J 14,7–14

Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście (J 14,1).

Jak trzeba patrzeć, aby widzieć prawdę, jaką głosi Chrystus? Jak trzeba było patrzeć, aby w Jezusie z Nazaretu, Nauczycielu, dostrzec obecnego Ojca niebieskiego? Pan Jezus ma nawet pretensje do uczniów o to, że tyle czasu są z Nim, a jeszcze Go nie poznali, jeszcze nie „widzą”.

Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9).

Pan Jezus pokazał kiedyś wybranym uczniom swoją chwałę na Taborze. Święci: Piotr, Jakub i Jan mogli oglądać Chrystusa przemienionego, pełnego światłości. Kiedy Go zobaczyli takim, przerazili się. Widzenie było mocne. Powalało na ziemię. Ale nie o takim widzeniu Pan Jezus mówi Filipowi, który nie był uczestnikiem epifanii na Taborze. Kiedy mówił do Filipa te słowa, nie był przemieniony, ale wyglądał jak każdy inny człowiek.

W Ewangelii św. Jana istnieje scena, w której bez zmiany zewnętrznego wyglądu Jezusa doszło do przejrzenia. Dziewiąty rozdział opisuje uzdrowienie człowieka niewidomego od urodzenia i jego dalsze perypetie z faryzeuszami, którzy za wszelką cenę chcieli mu wykazać, że Jezus, który go uzdrowił, zgrzeszył, bo uzdrowił w szabat. Dla człowieka uzdrowionego ich ataki stały się okazją do refleksji nad tym, co się stało i nad prawdą o Tym, który tego dokonał. Na pytanie wprost, za kogo uważa Jezusa, odpowiedział: To prorok (J 9,17). Później Pan Jezus spotkał go jeszcze raz w świątyni. Zapytał go wówczas:

Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego? On odpowiedział: A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył? Rzekł do niego Jezus: Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie. On zaś odpowiedział: Wierzę, Panie! I oddał Mu pokłon (J 9,35–38).

Wtedy nastąpiło dopiero prawdziwe uleczenie wzroku. Niewidomy przejrzał, aby móc widzieć prawdę głębszą, nie tylko wygląd zewnętrzny. Właśnie takiego widzenia domagał się od uczniów Jezus.

Wydaje się, że podobny proces następował w spotkaniach ze Zmartwychwstałym. Na początku nie był rozpoznawany. Dopiero od pewnego momentu dochodziło do widzenia. Kiedy ono następowało, zmieniało się widzenie wszystkiego. Ten dotychczas nierozpoznawany stawał się kimś obecnym i żywym. Wszystkie dotychczasowe troski przeminęły, a życie i jego sens nabrały barwy. Ci, którzy wcześniej się załamali, teraz odważnie stawali przed innymi, głosząc zmartwychwstanie. Zmiana widzenia spowodowała całkowitą zmianę człowieka. Lęk ustępował, bo nowe życie, jakie zobaczyli, nie podlegało śmierci. Nic nie było w stanie zagrozić tym, którzy są z Chrystusem. To, co wydawało się niemożliwe, stało się możliwe. Ale nie tak, jak by tego chciał stary człowiek, czyli człowiek z jego dawnym sposobem patrzenia i oceniania. Dla nowego człowieka wszystko stało się możliwe:

Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię (J 14,12–14).

Warunkiem jest zawierzenie. Kiedy prosimy na zasadzie sprawdzianu, nie istnieje prawdziwe zawierzenie. Prawdziwa prośba wyrasta z wiary, że Jezus jest jedno z Ojcem, wiary, która prawdziwie poznaje w Nim Syna i na Jego obliczu rozpoznaje oblicze Ojca i jednocześnie wierzy w nieskończoną dobroć Ojca. Nie jest łatwo o taką wiarę w naszych sceptycznych czasach, kiedy w modzie jest podważanie nawet najbardziej oczywistych prawd i nawet gdy się człowiek w ten nurt nie włącza, to jego aura powoduje ogromną trudność w uzyskaniu prostoty wiary. Wiara wyrasta bowiem z prostoty myślenia, takiej, jaką miał ów niewidomy od urodzenia. Trzymał się on uparcie faktów bez zacierania, zmieniania, reinterpretacji; przyjmując w prostocie osobiste doświadczenie, potrafił na podstawie znanego ze słyszenia Słowa Bożego wyciągnąć jasne wnioski. Siła jego prostego rozumowania była nie do podważenia przez wyćwiczonych w dyskusjach uczonych w Prawie. Jednocześnie właśnie to konsekwentne proste myślenie doprowadziło go do wiary w Syna Człowieczego (zob. J 9,35–38).

Prostota myślenia ma dwa bardzo ważne wymiary: wpierw jest prostotą wnioskowania, jak było w przypadku niewidomego od urodzenia:

Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić (J 9,32n).

Zasadniczą siłą prostoty jest jednak prostota przyjęcia za prawdę tego, co z tego myślenia wynika i pójście za tym. Stosunkowo wielu ludzi potrafi wyciągać proste wnioski. Trudniej jednak przychodzi im przyjąć konsekwencje tego myślenia. Dzisiaj, wydaje się, trzeba wreszcie przestać ulegać kulturze zamazywania i komplikowania wszystkiego po to, by w ogólnym zamęcie uciec przed prostotą prawdy, by zagłuszyć swoje sumienie. W pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich widać, jak zawiść zaciemniła oczy Żydom. Ponieważ nie odpowiadało im zrównanie z poganami, odrzucili Ewangelię. Podobnie współczesna kultura mnożenia wątpliwości nie dopuszcza do prostego przyjęcia prawdy Ewangelii. W tym kontekście trzeba dzisiaj odczytać słowa Pana Jezusa:

Tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznaliście?!

Kiedy przyjmujemy komunię, odpowiadając „Amen” na słowa kapłana: „Oto Ciało Chrystusa”, właściwie odpowiadamy, że w tym opłatku rozpoznajemy Jego samego, Syna Bożego, który dla nas i naszego zbawienia urodził się w ludzkiej postaci, został zabity, pogrzebany i zmartwychwstał. Oby to nasze wyznanie było autentyczne i konsekwentne w życiu na co dzień.

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 2b, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także