Zostałeś zanurzony i stałeś się rybą

Św. Ambroży z Mediolanu, tłumacząc nowo ochrzczonym to, co dokonało się w czasie ich chrztu, pisał: „Woda odrodziła cię do łaski, podobnie jak inna woda zrodziła cię niegdyś do życia! Naśladuj rybę, która (…) powinna być dla ciebie przedmiotem podziwu” (O sakramentach, III, 3).

W momencie chrztu staliśmy się rybą i teraz mamy żyć jak ona – chrzest ma być dla nas przestrzenią życia tak, jak woda dla ryby. Kiedy zaś zaczynamy w życiu tracić oddech, musimy ponownie zanurzyć się w łasce chrztu – tym właśnie jest nawrócenie.

Zazwyczaj w okresie Wielkiego Postu skupiamy się na sobie, próbując zobaczyć własne słabości i grzechy. Czynimy postanowienia, umartwiamy się. Kościół jednak od najdawniejszych czasów proponuje nam trochę inną drogę przygotowania do celebracji Zmartwychwstania – drogę paschalną. Zachęca, by przeżywać Wielkanoc jako dzień, a precyzyjniej mówiąc noc (Wigilia Paschalna), chrztu. Chrzest, który początkowo najczęściej przyjmowały osoby dorosłe, poprzedzany był okresem przygotowania, zwanym katechumenatem.

Również dla nas, ludzi ochrzczonych, może to być właściwe przygotowanie do przeżywania Wielkanocy.

Podtopiony katechumen

Chrzest to absolutnie najważniejsze wydarzenie w życiu chrześcijanina. Człowiek rodzi się jako syn Adama – oddzielony wielkim murem od Boga przez grzech pierworodny. Potrzebuje zanurzyć się w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa – jak o chrzcie napisze św. Paweł. Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6, 3– 4). Dla św. Pawła to wcale nie jest metafora. Mówi bardzo konkretnie, że umarliśmy podobną śmiercią do Chrystusa i razem z Nim zostaliśmy pogrzebani, po to by razem z Nim powstać z martwych. Oznacza to, że śmierć fizyczna już nie jest groźna, bo każdy ochrzczony już umarł i zmartwychwstał. Zostaliśmy w chrzcie na nowo stworzeni. Nasz grzech „utonął” w wodzie chrzcielnej. Mur oddzielający nas od Boga został na zawsze rozbity. Teraz, stając się dziećmi Bożymi w Chrystusie, wracamy na nowo do Ojca.

Dzisiaj, gdy chrzest dokonuje się przez polanie głów dzieci wodą, obecna w nim symbolika śmierci i zmartwychwstania nie jest już tak dobrze widoczna. Natomiast w pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzest był udzielany w czasie Wigilii Paschalnej przez całkowite zanurzenie. Katechumen wchodził do basenu, który albo był ośmiokątem, symbolizującym eschatologiczną pełnię – nowe stworzenie, albo był w kształcie krzyża, co ukazywało, że chrzest jest zanurzeniem w Passze Chrystusa. Do sadzawki chrzcielnej prowadziło siedem stopni symbolizujących siedem grzechów głównych (schodzenie coraz głębiej w rozpacz grzechu i śmierci). Tam katechumen był cały zanurzany w wodzie chrzcielnej w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – a dokładnie mówiąc, był podtapiany, czyli zabijany; jego grzech umierał. Następnie wynurzał się – zmartwychwstawał w Chrystusie – i wychodził on po siedmiu stopniach symbolizujących dary Ducha Świętego. Przyjmował białą szatę – symbol nowego człowieka przyobleczonego w Chrystusa.

Ja to Chrystus?

Czasem myślimy o swoim chrzcie, jako o wydarzeniu, które miało miejsce kiedyś tam, wiele lat temu, a które dzisiaj nie ma dla nas większego znaczenia. Tymczasem to wydarzenie zmieniło w naszym życiu wszystko. Chrzest złączył nas z Chrystusem tak mocno, że ten całkowicie się On z nami utożsamia. Najpiękniej widać to w scenie pod Damaszkiem, kiedy Chrystus objawia się Szawłowi. Nie mówi mu wtedy: „Szawle, dlaczego prześladujesz chrześcijan", ale „Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz". Chrystus o każdym ochrzczonym mówi „Ja".

Skoro chrzest jest śmiercią, to jest wydarzeniem jednorazowym. Chrztu nie da się powtórzyć, tak jak nie da się dwa razy umrzeć. W tym jednym wydarzeniu została zapisana cała prawda o mnie. W chrzcie jest zawarte całe moje życie, cały mój potencjał, moje powołanie. Zawarte jest w nim moje powołanie do miłości, do ofiarowania się drugiemu człowiekowi, czy to w kapłaństwie, czy w małżeństwie, czy w jeszcze innych formach. Zatem całe życie chrześcijańskie polega na tym, aby urzeczywistniać prawdę o mnie zapisaną podczas chrztu. Jak mówią słowa przepięknej modlitwy, trzeba, aby „woda chrzcielna dotarła wszędzie, gdzie dotrzeć powinna” – abyśmy żyli własnym chrztem.

Temu właśnie służy okres Wielkiego Postu. Mimo że każdy ochrzczony został całkowicie i nierozerwalnie złączony z Chrystusem, że grzech i śmierć zostały ostatecznie pokonane w wodach chrztu, to jednak ciągle oddalamy się od Boga. Ciągle fałszujemy obraz samych siebie i szukamy szczęścia tam, gdzie nie sposób go znaleźć.

Właśnie dlatego Kościół proponuje nam przeżywanie Wielkiego Postu jako czasu nowego katechumenatu, który pozwoli nam wrócić do łaski i prawdy chrztu. W tym okresie, od trzeciej do piątej niedzieli, Kościół daje nam Ewangelie, które od starożytności czytano katechumenom, którzy przygotowywali się do przyjęcia chrztu. Czytano je, aby każdy mógł się w nich odnaleźć i zobaczyć, że mówią one o nim samym.

Odkryj w sobie Samarytankę…

Pierwsza z czytanych Ewangelii zachęca nas, abyśmy zobaczyli w sobie najpierw Samarytankę, która spotyka Jezusa u źródła (J 4, 4– 42). Nasze olbrzymie pragnienie życiodajnej wody i wszystkie fałszywe studnie, w których jej poszukujemy. Każdy z nas ma wiele swoich marzeń, pragnień, niespełnionych nadziei. Koncentrujemy się na sobie, na własnych zachciankach, na własnej doskonałości. Szukamy spełnienia tych pragnień nie tam, gdzie trzeba: w swoim własnym „ja". Chrystus spotyka nas przy naszych dziurawych cysternach i chce z nami rozmawiać. Otwiera przed nami Pismo Święte i mówi: „Tutaj znajdziesz prawdę o sobie i prawdę o Mnie. Tylko w rozmowie ze Mną wrócisz do jedynej studni, która dała Ci życie wieczne – do zanurzenia we Mnie w chrzcie. Tutaj znajdziesz swoje szczęście. Porozmawiaj ze Mną i zaczerpnij ode Mnie wody życia, której tak bardzo szukasz". Chrystus pragnie dać nam siebie, tak samo jak Samarytance, a dając siebie, daje nam Boga. Wprowadza Go w nasze życie; w to życie, które było przegrane, w życie pełne iluzji i niespełnienia. W to życie wchodzi Bóg z uzdrawiającą mocą.

Odkryj w sobie niewidomego…

W następną niedzielę Kościół mówi nam, żebyśmy odkryli w sobie niewidomego od urodzenia (J 9, 1– 41). Nasz wzrok często skupia się na tym, co jest blisko. Patrzymy na siebie, odnosimy wszystko do własnego „ja", myślimy o własnych korzyściach. Nie widzimy drugiego człowieka i jego potrzeb. Nie dostrzegamy w naszym życiu Boga i Jego działania. Nie pamiętamy Bożych przykazań. Wtedy właśnie Chrystus staje na drodze naszego życia, zauważa naszą ślepotę i pragnie ją uzdrowić. Bierze ziemię, dodaje do niej Boski pierwiastek i lepi nas na nowo – tak jak uczynił to w czasie stworzenia opisanego w Księdze Rodzaju. Ostatecznie nie tylko uzdrawia naszą ślepotę, ale też wzywa do wiary. I to jest prawdziwe uzdrowienie.

Odkryj w sobie trupa!

Ostatecznie mamy w sobie zobaczyć Łazarza, a więc tego, który umarł (J 11, 1– 41). Mamy w sobie zobaczyć trupa, i to w dodatku takiego, który już cuchnie. Grzech sprawia, że nasze życie się rozkłada. Zobaczmy go, nazwijmy go po imieniu i pozwólmy Chrystusowi w sobie przyjść do naszego grobu, tak jak przyszedł do grobu Łazarza. Pismo mówi, że Jezus „wzruszył się i zapłakał", ale użyte tam greckie słowo tarasso mówi więcej: „nerki wywróciły Mu się na drugą stronę". Jezus był przerażony śmiercią, która jest wynikiem grzechu; tym, że może na zawsze stracić Łazarza, którego kochał. Jezus boi się, że może nas stracić na zawsze, wtedy kiedy zamkniemy się w grzechu, kiedy nie wpuścimy Go do naszego grobu i nie usłyszymy Jego zawołania: „Łazarzu, mówię Ci wstań".

Pozwólmy Jezusowi, by wydobył nas z grobu. Nie zamykajmy się we własnym grzechu, nie chowajmy go przed Jezusem. Nawrócenie ostatecznie polega na tym, żeby zobaczyć, jak Bóg cierpi, jak przeraża Go nasz grzech. Dlatego nie ma sensu biadolić nad swoją grzesznością i słabością, lepiej po prostu pozwolić Bogu, by podniósł nas z martwych. W spowiedzi Bóg daje nam ponownie odczuć smak chrzcielnej wody.

* * *

A wszystko po to, aby w czasie Wigilii Paschalnej, po odśpiewaniu uroczystego Alleluja, w czasie odnowienia tzw. przyrzeczeń chrzcielnych, poczuć naprawdę, że zostaliśmy zanurzeni i staliśmy się rybami. „[Ryba] żyje i pływa wśród fal i głębin morskich. Na morzu szaleje burza, z hukiem toczą się fale, lecz ryba pływa, nie tonie, bo pływanie to jej żywioł” – tłumaczył nowo ochrzczonym św. Ambroży. Jesteś rybą, więc pływaj w wodach własnego chrztu.

Tekst ukazał się w miesięczniku LIST w nr 3/2012 "Włącz sumienie – włącz myślenie".

Zobacz także