Życie jak zupa

W życiu bardzo ważne są małe odkrycia w codzienności. Wczoraj, w trakcie wieczornej modlitwy na nowo uświadomiłem sobie, że dzięki zakonowi mogę doświadczać czegoś, co roboczo nazwałbym „duchowym carte blanche”. Mam na myśli wyjście z sosu, w którym codziennie się gotujemy na wolnym ogniu, czasem kisimy, a momentami nawet wrzemy.

Pierwsze skojarzenia, które pojawiają mi się w głowie po haśle „Uroczystość Wszystkich Świętych” to zaduma, skupienie itd.  Mogę przypuszczać, że większość Polaków miałaby podobne. Wydawać by się mogło, że dziś przy tylu możliwościach, nieograniczonemu dostępowi do różnego rodzaju książek religijnych, nasze myślenie powinno się trochę zmieniać, iść w lepszym kierunku.  A tu nic… lekkie rozczarowanie! Nie chcę tutaj kwestionować  atmosfery zadumy i skupienia, która towarzyszy tym dniom. Nie chcę też narzekać używając często podawanego argumentu: „Księża powinni katechizować i w homiliach [kazaniach] pokazywać, czego wspomnieniem ma być ten dzień”.

Usłyszałem kiedyś prostą, ale jednocześnie wiele mówiącą powiastkę. Życie ludzkie zostało w niej przyrównane do gotującej się zupy. Bóg był w tej historii kucharzem, który od czasu do czasu zamieszał wielką chochlą w garnku, żeby zupa się nie przypaliła, a warzywa wypłynęły na wierzch. Kiedy w życiu nie ma powiewów świeżości – czegoś w rodzaju zamieszania w garnku – wtedy wpada się nieświadomie w duchowy marazm. Jakie są objawy takiego marazmu? Człowiek nie zadaje sobie żadnych pytań o siebie, o innych, a o Bogu już nie warto wspominać… Modli się, ale ta modlitwa w sumie nic w jego życiu nie zmienia. Wspomnienia, które podaje kalendarz liturgiczny są… no właśnie są, i nic po za tym – przecież powtarzają się rok w rok.

Przeciwieństwem duchowego marazmu jest zmysł dostrzegania szczegółów, zachwyt nad nimi. W szarej codzienności trzeba się o niego trochę postarać. Małe odkrycia codzienności mogą w życiu duchowym pomóc w otrząśnięciu się z religijnego pyłu, który odkładając się na naszym rozumieniu Boga, wiary, wbija w głęboki sen z otwartymi oczami.

W życiu bardzo ważne są małe odkrycia w codzienności. Wczoraj, w trakcie wieczornej modlitwy na nowo uświadomiłem sobie, że dzięki zakonowi mogę doświadczać czegoś, co roboczo nazwałbym „duchowym carte blanche”. Mam na myśli wyjście z sosu, w którym codziennie się gotujemy na wolnym ogniu, czasem kisimy, a momentami nawet wrzemy.

Pierwsze skojarzenia, które pojawiają mi się w głowie po haśle „Uroczystość Wszystkich Świętych” to zaduma, skupienie itd.  Mogę przypuszczać, że większość Polaków miałaby podobne. Wydawać by się mogło, że dziś przy tylu możliwościach, nieograniczonemu dostępowi do różnego rodzaju książek religijnych, nasze myślenie powinno się trochę zmieniać, iść w lepszym kierunku.  A tu nic… lekkie rozczarowanie! Nie chcę tutaj kwestionować  atmosfery zadumy i skupienia, która towarzyszy tym dniom. Nie chcę też narzekać używając często podawanego argumentu: „Księża powinni katechizować i w homiliach [kazaniach] pokazywać, czego wspomnieniem ma być ten dzień”.

Usłyszałem kiedyś prostą, ale jednocześnie wiele mówiącą powiastkę. Życie ludzkie zostało w niej przyrównane do gotującej się zupy. Bóg był w tej historii kucharzem, który od czasu do czasu zamieszał wielką chochlą w garnku, żeby zupa się nie przypaliła, a warzywa wypłynęły na wierzch. Kiedy w życiu nie ma powiewów świeżości – czegoś w rodzaju zamieszania w garnku – wtedy wpada się nieświadomie w duchowy marazm. Jakie są objawy takiego marazmu? Człowiek nie zadaje sobie żadnych pytań o siebie, o innych, a o Bogu już nie warto wspominać… Modli się, ale ta modlitwa w sumie nic w jego życiu nie zmienia. Wspomnienia, które podaje kalendarz liturgiczny są… no właśnie są, i nic po za tym – przecież powtarzają się rok w rok.

Przeciwieństwem duchowego marazmu jest zmysł dostrzegania szczegółów, zachwyt nad nimi. W szarej codzienności trzeba się o niego trochę postarać. Małe odkrycia codzienności mogą w życiu duchowym pomóc w otrząśnięciu się z religijnego pyłu, który odkładając się na naszym rozumieniu Boga, wiary, wbija w głęboki sen z otwartymi oczami.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także