Furtki złego ducha – rozmowa z ks. prof. Andrzejem Kobylińskim

Kościół od wieków głosi, że Bóg dał człowiekowi wolną wolę i jeśli człowiek ulega złu, to robi to świadomie, na skutek własnego grzechu, a nie dlatego, że kupił na wakacjach figurkę z drewna. Takie myślenie to jest szamanizm, a nie katolicyzm!

W przeszłości protestanci krytykowali katolików za rzekomo magiczne podejście do wiary. Koronnym przykładem była słynna sprzedaż odpustów: wierzący płacił i dostawał za to obietnicę odpuszczenia pewnej części kary za grzechy w życiu pozagrobowym. Przyzna ksiądz profesor, że trudno się z tą krytyką nie zgodzić.

To prawda, w starożytności czy w wiekach średnich zdarzały się wśród chrześcijan różnego rodzaju praktyki religijne zupełnie niewłaściwe. Na przykład ten trącący magią handel odpustami albo błędne, skrajne rozumienie chrześcijańskiej ascezy, prowadzące między innymi do powstawania grup biczowników. Podobnych błędów było więcej.

Mimo to narodziny religii chrześcijańskiej przed dwoma tysiącami lat oznaczały początek końca świata magicznego. Chrześcijaństwo oddzieliło dobrze rozumiane działanie Boga w świecie od magicznego rozumienia religii pogańskich, w którym bory, góry czy morza mają swoich bogów czy boginie. Nastąpiła pozytywna sekularyzacja świata – oddzielona została magia od racjonalnie rozumianej religii. Chrześcijaństwo odczarowało świat. Oczywiście to nie stało się od razu. Walka rozumu z magią trwa do dziś.

Czytając niektóre czasopisma, można odnieść wrażenie, że ostatnio magia jest na fali wznoszącej.

Zdecydowanie tak.

Dlaczego?

Decydujący wpływ na renesans magicznego rozumienia świata mają dwa procesy o charakterze globalnym. Po pierwsze, chodzi o desekularyzację, o której zaczął mówić pod koniec lat 90. ubiegłego wieku amerykański socjolog religii Peter Berger. Desekularyzacja to ożywienie religijne, wiosna religii, głównie w krajach afrykańskich czy azjatyckich. Po drugie, chodzi o pentekostalizację, czyli uzielonoświątkowienie chrześcijaństwa i katolicyzmu.

Na czym polega ten drugi proces?

To reformacja pentekostalna (słowo pochodzi od Pięćdziesiątnicy), czyli zielonoświątkowa. W 2017 roku minęło 500 lat od początku reformacji Marcina Lutra. Dziś przez świat przetacza się nowy proces religijny, którego skala i zasięg są przynajmniej porównywalne z tamtą reformacją. Pentekostalizacja to powstawanie nowych wspólnot zielonoświątkowych oraz przekształcanie wielu innych chrześcijańskich Kościołów i związków wyznaniowych w jedną uniwersalną odmianę chrześcijaństwa charyzmatycznego w wymiarze globalnym. W 2014 roku stworzyłem termin „uzielonoświątkowienie” jako synonim pentekostalizacji. W wyniku procesu uzielonoświątkowienia na gruncie tradycyjnych Kościołów chrześcijańskich – szczególnie w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej – rodzą się nowe wspólnoty, związki wyznaniowe lub sekty o charakterze pentekostalnym. Także na poziomie głoszonej doktryny czy praktykowanych form życia religijnego dokonują się głębokie zmiany wewnątrz wielu tradycyjnych Kościołów chrześcijańskich.

Na czym ta zmiana polega?

Jeszcze niedawno chrześcijaństwo dzieliliśmy najczęściej na trzy główne odłamy: katolicyzm, prawosławie i protestantyzm. Na początku XX wieku z łona protestantyzmu zrodził się nowy Kościół chrześcijański – zielonoświątkowy. Zielonoświątkowcy rozwijają się w takim tempie, że dziś już można mówić o nowej, czwartej gałęzi. Zdumiewa dynamika rozwoju tych wspólnot. W niedalekiej przyszłości będzie na świecie około miliarda chrześcijan zielonoświątkowych. W Ameryce Południowej – kontynencie, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu był całkowicie katolicki – dziś tylko połowa mieszkańców to katolicy, reszta przeszła do Kościołów zielonoświątkowych. Ekspansja zielonoświątkowa dotarła także do Polski i w ciągu ostatnich kilkunastu lat dokonała znaczącej zmiany naszej religijności.

A co to ma wspólnego z magią?

Szerokim nurtem do naszego kraju wlewają się różne praktyki religijne z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej i niektóre z nich mają charakter magiczny. Wystarczy się rozejrzeć. Od kilkunastu lat słyszymy w kółko o nowych, wcześniej niespotykanych nabożeństwach modlitewnych, w czasie których ludzie padają na ziemię, doznają dziwnych stanów świadomości, masowo mdleją albo wybuchają histerycznym śmiechem, tracą przytomność, wpadają w konwulsje, krzyczą itp. Tego u nas nie było. Pojawiła się także tendencja, aby bardzo często mówić o wpływie czy obecności Szatana, jego działaniach, o demonach. Wielu ludzi w naszym kraju zaczęło wyznawać pandemoniczną wizję świata, w której na każdym kroku czyhają na człowieka złe duchy, od których trzeba się ciągle uwalniać. To typowe myślenie magiczne.

Ale czy to jakaś nowość? „Diabeł jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć” – czytamy w Piśmie Świętym. Chyba ksiądz profesor nie powie, że Szatana wymyślili zielonoświątkowcy?

Skądże znowu. Kategoria diabła, czyli zła osobowego, jest centralną kategorią poznawczą w każdej religii, wszystko jedno, czy to chrześcijaństwo, judaizm czy islam. Jest też tradycyjne, katolickie rozumienie tej postaci. Ale w ciągu ostatnich kilkunastu lat wśród katolików w Polsce następuje gwałtowne upowszechnienie zasadniczo zielonoświątkowego rozumienia Szatana, diabła i złych duchów.

Na czym polega różnica?

Widać to jak na dłoni w niezwykle ostrym sporze o „furtki” złego ducha i spowiedź „furtkową”. W 2015 roku Konferencja Episkopatu Polski zakazała tej formy spowiedzi i rachunku sumienia. Ona do nas przyszła z wspomnianych już Kościołów zielonoświątkowych. Zgodnie z nauczaniem tych wspólnot nasze życie zależy od trwającej bez przerwy wojny złych duchów z duchami dobrymi. Jeśli się nam w życiu powodzi, jesteśmy zdrowi, zasobni i szczęśliwi, to znaczy, że dobre duchy nad nami czuwają. Ale jeśli nas zwolnią z pracy, dzieci przyniosą złe stopnie ze szkoły, pokłócimy się z małżonkiem czy zacznie nam szwankować zdrowie, to znaczy, że panują nad nami duchy złe. Upraszczając, można powiedzieć, że antropologia obecna w wielu religiach naturalnych jest zbudowana na przekonaniu, że wolność człowieka jest radykalnie ograniczona wpływem złych duchów.

A skąd ta dziwna nazwa – spowiedź „furtkowa”?

No właśnie stąd, że przy rachunku sumienia i spowiedzi należy szukać tych miejsc, zachowań, przedmiotów, zdarzeń, które odgrywają rolę „furtek” – takich dziur, którymi do naszego życia rzekomo przedostają się złe duchy.

Nie rozumiem.

Wcale się nie dziwię… Ja też miałem duży problem, żeby to ogarnąć. Przed kilku laty była moda na takie właśnie rachunki sumienia, można było znaleźć i w internecie, i w księgarniach katolickich – często firmowane przez teologów katolickich – publikacje, które miały do tego przygotowywać.

Co było w tych publikacjach?

Ich jakość była rozmaita, ale dość często bywały to wykazy książek, piosenek, komiksów, zabawek dziecięcych, zespołów muzycznych itp., przez które złe duchy miały wchodzić w nasze życie. Taka „spowiedź” miała prowadzić do tego, żeby te „furtki” zidentyfikować, zamknąć albo zniszczyć i w ten sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo od złego ducha. Czyli magiczność w czystej postaci, która nie ma nic wspólnego z nauczaniem katolickim. Jednym z ważnych miejsc, w którym księża katoliccy i siostry zakonne tworzyli „furtkowe” rachunki sumienia, było Rybno koło Sochaczewa w diecezji łowickiej. W Rybnie znajduje się siedziba Wspólnoty Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia. Przez kilka lat niektórzy księża z Mazowsza oraz siostry z tej wspólnoty aktualizowali „furtkowe” rachunki sumienia, dopisując do nich nowe kategorie przedmiotów, zachowań czy zjawisk, przez które złe duchy wchodzą pod nasze strzechy. Poprzez internet te synkretyczne treści religijne docierały do dużej części katolików w naszym kraju.

To chyba nic nowego. Już w latach 60. ubiegłego wieku niektórzy duchowni, katoliccy i protestanccy, czasem nadgorliwie ostrzegali na przykład przed słuchaniem Rolling Stonesów.

We współczesnym ujęciu pentekostalnym ma to szersze znaczenie. W poradnikach, o których wspomniałem, dochodziło do sytuacji absurdalnych, na przykład ostrzegano, że ludowe powiedzenie „Idź do diabła!” to „furtka”, przez którą wchodzi zły duch. Mówiąc tak, rzekomo powodujemy, że zły duch zyskuje dostęp do człowieka, do którego tak powiedzieliśmy. Mało tego, uważano, że jeśli ktoś z wakacji w Azji czy z jakiegoś kraju afrykańskiego przywiózł sobie bluzkę we wzory, to w ten sposób wprowadza do swojego życia demony. Pamiątki z wycieczek takie jak drewniana figurka słonia albo Buddy uznane zostały za furtki, którymi wchodzi zły duch. Te przedmioty same w sobie, banalne gadżety ze straganów, kupione bez złych intencji i postawione w domu, miały rzekomo mieć demoniczne działanie. Znam osobiście pobożnych katolików, którzy po spowiedzi „furtkowej” wrzucali w ogień takie przedmioty, oczyszczając w ten sposób swoje domy z wpływu złych duchów.

To już czysta magia.

Tak, to jest absurdalne i śmieszne. A z punktu widzenia teologii katolickiej jest to odbieranie człowiekowi wierzącemu jego wolnej woli. Przecież to nie jest tak, że bez naszego przyzwolenia, bez podjętej świadomie przez człowieka decyzji, w nasze życie wkraczają złe moce. Kościół od wieków głosi, że Bóg dał człowiekowi wolną wolę i jeśli człowiek ulega złu, to robi to świadomie, na skutek własnego grzechu, a nie dlatego, że kupił na wakacjach figurkę z drewna. Takie myślenie, zwalanie winy za zło na martwe przedmioty – to jest szamanizm, a nie katolicyzm!

Ale tu nie chodzi tylko o pamiątki i piosenki.

Rzeczywiście ten nurt jest dużo szerszy. W Polsce zapanowała moda na egzorcyzmy, które owszem, są tradycyjnym, katolickim rytem religijnym, ale nigdy nie były stosowane na taką skalę, z taką lekkomyślnością jak dziś. W 2016 roku mieliśmy nawet na Jasnej Górze Egzorcyzm Narodowy. Po raz pierwszy w naszych dziejach. Ta nowa praktyka religijna miała akceptację biskupów, księży, sióstr zakonnych, mediów katolickich, ludzi świeckich itd. Zmiany w naszej świadomości religijnej zaszły daleko. Proszę popatrzeć na półki księgarń katolickich, na portale internetowe – ileż tam publikacji o diable, Szatanie, demonach! Przecież jeszcze kilkanaście lat temu tego prawie nie było.

Czy elementem tradycji katolickiej są tzw. sakramentalia?

Oczywiście. One były zawsze praktykowane przez katolików, na przykład w postaci pokropienia wodą święconą, ale to nie wychodziło poza granice zdrowego rozsądku. Natomiast teraz pojawiają się nowe formy tego, co nazywa się sakramentaliami: sól egzorcyzmowana, woda egzorcyzmowana, olej egzorcyzmowany. Starej katolickiej formie nadaje się nowe znaczenie teologiczne, zaczerpnięte z religijności naturalnej, która w ramach globalnego procesu pentekostalizacji dociera do nas z innych kontynentów. Musimy się chronić przed złymi duchami przez stosowanie oleju egzorcyzmowanego, picie wody egzorcyzmowanej czy gotowanie potraw z użyciem soli egzorcyzmowanej. Jedną z form walki ze złymi duchami jest także wprowadzanie ludzi w odmienne stany świadomości.

Co to znaczy?

To upadki, hipnoza magnetyczna, spoczynki w duchu, zaśnięcia w duchu, trans, ekstaza, autosugestia. W trakcie niektórych nabożeństw ludzie padają na ziemię i tracą świadomość częściowo lub całkowicie. Mnie osobiście najbardziej przeraża stosowanie tych praktyk wobec dzieci i młodzieży. W marcu 2016 roku media ogólnopolskie informowały o rekolekcjach szkolnych w Lesznie. Wzięło w nich udział ok. 700 dzieci. W trakcie nabożeństw niektóre osoby padały na ziemię, trzęsły się, krzyczały. Tym niebezpiecznym praktykom religijnym towarzyszyli księża i nauczyciele. Do dzisiaj nie spotkałem żadnej publicznej oceny, wyrażonej z perspektywy teologii katolickiej, która zwracałaby uwagę na niewłaściwą formę rekolekcji wielkopostnych w Lesznie. Wprost przeciwnie – w wielu wypowiedziach podkreślano katolicki charakter tego rodzaju nabożeństw. Nowe formy religijności zielonoświątkowej są już stałym elementem naszej polskiej pobożności katolickiej. Rekolekcje podobne do tych w Lesznie organizuje się w setkach polskich szkół i parafii.

Może te nurty dają jakąś odpowiedź na ukrytą ludzką potrzebę, którą tradycyjne nauczanie Kościoła przeoczyło?

Częściowo tak. Główną przyczyną ekspansji nowej religijności zielonoświątkowej jest jej atrakcyjność. Propozycja ruchu pentekostalnego nawiązuje do podstawowych potrzeb człowieka: zdrowia, przebaczenia, szczęścia, spełnienia, uzdrowienia. Bardzo ważnym elementem tej religijności stała się amerykańska ewangelia sukcesu (Prosperity Gospel) czy ewangelia zdrowia i dobrobytu (Health and Wealth Gospel). Mówią one, że zdrowie i powodzenie materialne są wyrazem Bożego błogosławieństwa.

Od kiedy w Polsce to obserwujemy?

Wydaje się, że proces głębokich zmian naszej religijności bardzo przyspieszył po 2007 roku.

Dlaczego właśnie wtedy?

Ponieważ wówczas zaczęto zapraszać do Polski wielu ewangelizatorów z innych kontynentów, którzy na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat przemawiali w kościołach, na stadionach, w telewizji, w radiu oraz w internecie do milionów mieszkańców naszego kraju. Najbardziej znane postaci to Gloria Polo z Kolumbii, James Manjackal i Jose Maniparambil z Indii, Maria Vadia ze Stanów Zjednoczonych, John Bashobora z Ugandy, Myrna Nazzour z Syrii, włoscy duchowni Antonello Cadeddu i Henrique Porcu, którzy obecnie pracują w Brazylii, itd.

To katoliccy duchowni!

Ich nauka to najczęściej synkretyczna religijność chrześcijańska, podlegająca głębokiej pentekostalizacji. Jako przykład mogę podać entuzjastyczne przyjęcie w 2018 roku przez środowiska katolickie w naszym kraju włoskiego filmu Uwolnij mnie, który opowiada o katolicko-szamańskich egzorcyzmach na Sycylii. Dla mnie to film straszny, szkodliwy, kompromitujący Kościół katolicki. Niestety, w Polsce był on promowany przez większość mediów katolickich. Co więcej, w listopadzie 2018 roku otrzymał nagrodę główną na festiwalu Filmów Dokumentalnych „Kino z duszą”.

Księdza profesora nie gorszy czytanie horoskopów?

Sam ich nie czytam, bo mi szkoda czasu, ale nie wierzę w to, że ich lektura jest „furtką” złego ducha. Takie magiczne podejście do religii prowadzi do jej kompromitacji. Owszem, Szatan istnieje w świecie, ale jego formy działania są tysiąc razy bardziej wyrafinowane niż to, co mówią nam o nim nasi egzorcyści czy twórcy spowiedzi „furtkowej”. Niedawno jeden z katolickich księży przekonywał w mediach, że tatuaże są furtkami złego ducha i prowadzą do bezpłodności.

A co to jest Wieczór Chwały?

To chrześcijańskie nabożeństwo słowa, świadectwa, świateł i muzyki, organizowane najczęściej wśród chrześcijan zielonoświątkowych, które od kilkunastu lat pojawia się także w ramach polskiej religijności katolickiej.

Co w tym złego, że ludzie się wspólnie modlą?

Oczywiście także katolicy mogą uczestniczyć w takich nabożeństwach, ale sprawa najważniejsza dotyczy obrony własnej tożsamości religijnej. Wydaje mi się, że rozsądne połączenie takiego nabożeństwa z adoracją Najświętszego Sakramentu może przynosić dobre duchowe owoce w życiu religijnym katolików.

Istnieje takie pojęcie jak inkulturacja. Katolicyzm wchłonął całą masę pogańskich obrządków i świąt i nie widzimy w tym niczego złego. Może teraz zachodzi podobny proces?

Inkulturacja to jedna strona medalu. Druga jest taka, że trzeba dbać o zachowanie własnej tożsamości. To kwestia fundamentalna, jeśli nie chcemy, żeby katolicyzm został wchłonięty przez globalny proces pentekostalizacji chrześcijaństwa.

Jaka przyszłość nas czeka?

Niemiecki socjolog Max Weber twierdził na początku XX wieku, że wraz z rozwojem demokracji i bogaceniem się świata religia jako zjawisko będzie zanikać. Obecny proces desekularyzacji zakwestionował to przekonanie. W niektórych regionach świata można mówić o wiośnie religijnej. W najbliższych dziesięcioleciach będziemy mieć do czynienia z ożywieniem religijnym w krajach Azji, Afryki i Ameryki Południowej. Natomiast na pozostałych kontynentach procesy sekularyzacyjne będą przeplatać się z silnymi prądami religijnymi. Gdy chodzi o religię chrześcijańską w wymiarze globalnym, do rewolucyjnych zmian doprowadzi współczesna reformacja zielonoświątkowa. Nie wiadomo, w których krajach katolicyzm przetrwa jako odrębna forma religijna.

 

Z ks. prof. Andrzejem Kobylińskim rozmawiał Tomasz Maćkowiak. Wywiad pochodzi z marcowego Miesięcznika W drodze (3/2019).

Andrzej Kobyliński – ur. 1965, kapłan archidiecezji płockiej, filozof i etyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Jest autorem pierwszych w języku polskim opracowań naukowych dotyczących procesu pentekostalizacji chrześcijaństwa i katolicyzmu. Główne kierunki badań: współczesne zagadnienia bioetyczne, wolność religijna i świeckość państwa, nihilizm i etyka postmetafizyczna, współczesna filozofia włoska.

Tomasz Maćkowiak – ur. 1967, absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (filologia polska), obecnie doktorant w Instytucie Filologii Słowiańskiej UAM. Były korespondent Gazety Wyborczej w Pradze, dziennikarz, związany m.in. z „Gazetą Wyborczą”, tygodnikami „Newsweek Polska”, „Forum” i „Polityka”.

Fot. Josh Rangel na Unsplash.com.

Zobacz także