Jarosław 2011: Benedyktynki jarosławskie u korzeni

Wywiad z Magdaleną Krzywdą, kantorką, prowadzącą warsztaty chorałowe z siostrami benedyktynkami w opactwie w Jarosławiu. Rozmawiałyśmy na temat powrotu do korzeni, pasji i korzyściach płynących z modlitwy chorałem.

Magdalena Krzywda jest pedagogiem, wokalistką starającą się od lat czynnie łączyć swoje różnorodne muzyczne pasje, jakimi są chorał, pieśni tradycyjne, polifonia, poezja śpiewana i jazz. Od ponad sześciu lat jest kierownikiem muzycznym działającej w Chorzowie Żeńskiej Scholi Nativitatis. Rozmowę z Magdą zarejestrowałam w opactwie w Jarosławiu w sobotę, 20 sierpnia 2011 roku, na dzień przed Mszą, w czasie której pełniła rolę kantorki, śpiewając w jednym chórze wraz z gospodyniami miejsca – benedyktynkami.

Piątkowa próba wieczorna z benedyktynkami

Małgorzata Gadomska: Od kilku lat możemy spotkać Cię na Festiwalu w Jarosławiu, gdzie pełnisz rolę kantorki podczas liturgii gregoriańskich. Od jak dawna modlisz się chorałem?

Magdalena Krzywda: Chorał zaciekawił mnie już blisko osiem lat temu. Po raz pierwszy zetknęłam się z nim w Chorzowskim Ośrodku Liturgicznym, który organizuje warsztaty, inspirujące do głębszego poznawania muzyki liturgicznej a jednocześnie samej Liturgii. Takie były moje początki, to pociągnęło za sobą kolejny krok: wyjazdy do Tyńca.

W opactwie sióstr benedyktynek w Jarosławiu, od lewej: Marcin Bornus-Szczyciński, s. Barbara, o. Bernard Sawicki OSB, Magdalena Krzywda
W opactwie sióstr benedyktynek w Jarosławiu, od lewej:
Marcin Bornus-Szczyciński, s. Barbara, o. Bernard Sawicki OSB, Magdalena Krzywda

MG: W Tyńcu miałaś okazję skonfrontować teorię z żywą liturgią i praktyką wykonawczą, prawda? Mogłaś uczestniczyć wraz z benedyktynami w ich Liturgii Godzin?

MK: Tak. w gruncie rzeczy miałam okazję skonfrontować nie tyle teorię, co wyobrażenie o chorale, które rodzi się i ugruntowuje pod wpływem warsztatów i własnych teoretycznych poszukiwań z tradycją żywego wykonywania chorału przez wspólnotę mnichów. W środowiskach świeckich chorał się bada, próbuje się go odtwarzać na różne sposoby, eksperymentować. Mnisi w Tyńcu stosunkowo od niedawna konsekwentnie śpiewają chorał modląc się kilka razy dziennie. Każdy śpiewa takim głosem, jaki posiada. Ich początki wskrzeszania chorału były bardzo mozolne, jednak z roku na rok słychać, jak ich śpiew zmienia się razem z nimi, wzrasta, żyje. Taki codzienny śpiew wiele rzeczy weryfikuje – odrzuca i ociosuje elementy niepotrzebne, a inne wzmacnia. Jako osoba przyjeżdżająca do opactwa z zewnątrz, odczułam wrażenie zanurzenia się w czymś starożytnym i głębokim. W czasie warsztatów uczęszczanie na liturgię wraz z zakonnikami było czymś zupełnie naturalnym. Zresztą do dzisiaj tak też wygląda plan weekendowych warsztatów prowadzonych przez ojców benedyktynów. Tam otrzymałam pierwszy zastrzyk wiedzy na temat Mszy świętej gregoriańskiej i formy Liturgii Godzin. Następnie przyszedł czas na Pieśń Naszych Korzeni i Jarosław. Jeśli ktoś chce zetknąć się z chorałem na terenie Polski, prędzej czy później, dotrze do Tyńca, do Ośrodków Liturgicznych w Krakowie, Chorzowie czy Wrocławiu oraz tutaj, na Festiwal. Świadomość, czym ten śpiew jest i jak można wykorzystać jego bogactwo, pozwoliły mi poszerzyć spotkania ze Scholą Gregoriana Silesiensis, prowadzoną przez Roberta Pożarskiego oraz z Marcelem Peresem. Wykonują oni chorał według zasad zapisanych w traktacie Hieronima z Moraw. Pięć lat temu wszystkie drogi przywiodły mnie po raz pierwszy do Jarosławia i od tej pory odwiedzam Festiwal co roku.

Piątkowa próba wieczorna ze świeckimi

MG: Ten rok będzie jednak dla Ciebie inny od pozostałych – otrzymałaś ciekawą propozycję od organizatorów Festiwalu.

MK: Tak, moim zadaniem jest przygotowanie sióstr benedyktynek z tutejszego opactwa do poprowadzenia Nieszporów i niedzielnej liturgii, która zostanie odśpiewana po łacinie. Mszy Świętej, która otworzy XIX edycję Festiwalu, będzie przewodniczył opat benedyktynów tynieckich, o. Bernard Sawicki OSB. Mnie samej trudno uwierzyć w taki rozwój wypadków: wszystko zaczęło się od telefonu Macieja Kazińskiego – Dyrektora Festiwalu – który, po rozmowach z opatem, zdecydował właśnie w ten sposób uczcić jubileusz 400–lecia istnienia opactwa w Jarosławiu. I tak zrodził się pomysł, by siostry czynnie włączyć w modlitwy, które nadają rytm tygodniowi festiwalowemu. Organizatorom zależało również na tym, aby docenić siostry nie tylko jako jednego z gospodarzy Festiwalu (tak były postrzegane do tej pory), ale by zaistniały w naszej świadomości jako wspólnota, którą gromadzi Liturgia Godzin odprawiana każdego dnia. W tym roku dojdą więc dwa nowe elementy programu – siostry umożliwią uczestnikom wydarzeń festiwalowych włączenie się w ich codzienne Nieszpory w kościele św. Mikołaja, na terenie opactwa. Będzie to niecodzienny gest ze strony zakonnic, na codzień modlą się oczywiście w wewnętrznej kaplicy opactwa. W najbliższą niedzielę [21 sierpnia] poprowadzą także śpiew chorałowy podczas uroczystej Mszy. Oficjalnie już od wtorku spotykam się z nimi na warsztatach: uczymy się zasad modlitwy chorałem, pracujemy nieco nad emisją głosu, ale też interpretujemy teologię tekstów modlitw chorałowych. Dla tej wspólnoty jest to prawdziwy powrót do korzeni, gdyż tradycja gregoriańska wpisana jest w regułę zakony benedyktyńskiego. MG: Ale na codzień w modlitwach sióstr przeważa język polski; Nieszpory również będą odprawiać po polsku. Czy przejście na łacinę sprawia im trudność?

MK: Według mojej wiedzy część zakonnic odbyło swój nowicjat w Przemyślu, gdzie zetknęły się z łaciną, część spośród modlitw odmawiano tam tylko po łacinie. Po przeniesieniu się do Jarosławia wprowadziły jednak język polski i do dziś jest to język ich Oficium oraz codziennej liturgii. Teraz największą łatwość sprawiają siostrom gregoriańskie części stałe: Kyrie, Sanctus, Agnus Dei, ale wcześniej same nie korzystały z graduału. W ciągu tygodnia wykonały więc ogromną pracę, by poznać wszelkie zdobienia i melizmaty, charakterystyczne dla uroczystych części zmiennych z „Graduału Triplex“.

MG: Cały kunszt tego chorału usłyszymy dziś podczas liturgii w Introicie, Ofertorium i Communio. Ale, jak rozumiem, w ciągu tygodnia benedyktynki powrócą do polskiej psalmodii?

MK: Tak, zmienią również godzinę odprawiania nieszporów z piętnastej na siedemnastą. W tym samym czasie w kolegiacie jarosławskiej uczestnicy Festiwalu będą mogli dołączyć do innej grupy, zbierającej się o tej samej porze na Nieszporach łacińskich, które mają starszy układ. Będzie więc możliwość porównania obu tradycji.

Msza św. inaugurująca Festiwal

MG: Co Festiwal zyska na włączniu benedyktynek w rytm liturgii, które się tu celebruje? Czy jest szansa, że dzięki temu Festiwalowa liturgia będzie mniej „nadzwyczajna” – pytam o to, ponieważ trudno nie zauważyć, że jest to zjawisko, które zanika po tym wyjątkowym tygodniu na cały rok.

MK: Na pewno będzie kilka korzyści dla obu stron: pierwszą odniosą siostry, ponieważ będą mogły dać świadectwo duchowości benedyktyńskiej i udostępnić liturgię, którą żyją na codzień. I tu odpowiadam na Twoje pytanie: wierzymy, że to z kolei zachęci zarówno osoby z zewnątrz, jak i mieszkańców Jarosławia, do zaangażowania w śpiew w opactwie także po zakończeniu Festiwalu. Tak na prawdę w kuluarach już mówi się o pierwszych owocach i o wspólnych planach na niedaleką przyszłość.

MG: Jeśli tak, siostry z pewnością znów będą potrzebowały kierownika muzycznego. Czy myślałaś, by wejść w stałą współpracę z opactwem?

MK: Tak, jestem po wstępnych rozmowach z Matką Przełożoną – dostałam od niej zaproszenie na połowę września, wtedy benedyktynki będą zaangażowane w ważną uroczystość i chciałyby bardzo zaśpiewać chorał podczas liturgii. To wiąże się z ciężką pracą, podobną do tej, którą wykonałyśmy teraz: by wspólnota mogła odśpiewać części zmienne, spotkania musiały odbywać się trzy razy dziennie, i tak łącznie przez ponad tydzień. Część sióstr dodatkowo potrzebowała spotkań indywidualnych.

MG: Czy zaobserwowałaś jakiś zestaw standardowych trudności czy barier, które trzeba najpierw przełamać u osób chcących śpiewać chorał?

MK: To ciekawe, tu paradoksalnie największą przeszkodą u sióstr okazała się pokora. Siostry z obawy przed pomyłką, czy zmyleniem innych śpiewających z pokorą wycofują się ze śpiewu i bardzo konsekwentnie rezygnują z własnego głosu, naznaczonego w końcu czymś bardzo osobistym i danym od Boga. Nie jest to dobre. W przypadku tej wspólnoty bardzo pomogły osoby z zewnątrz – śpiewające w sposób otwarty i bardzo pewny. I to ostatecznie dało bazę, a także w pewien sposób szczęśliwie „u–ziemiło” benedyktynki.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także