ks. Piotr Smoliński MIC (1964-2015) – in memoriam

Kolejne wydarzenie z cyklu "Wielkanoc i eschatologia". Wczoraj zmarł nagle na serce mój współbrat ks. Piotr Smoliński. Każda śmierć jest katechezą dla tych co pozostają na ziemi, a zwłaszcza śmierć kogoś w sile wieku, kto do tej pory wydawał się okazem zdrowia.

Piotrek od 6 lat pracował w naszej polskiej parafii w Londynie na Ealingu. Ostatni raz widzieliśmy się niecały rok temu, kiedy pod koniec czerwca byłem przez kilka dni w Londynie. Tutaj jest o nim notka biograficzna z mariańskiej strony internetowej:

http://www.marianie.pl/index.php?page=nowosci&id=1344

O śmierci Piotrka dowiedziałem się wczoraj w południe i do końca dnia nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Piotrek był w seminarium dwa roczniki wyżej niż ja, potem dwa razy się zdarzyło, że „dziedziczyłem” po nim jakieś obowiązki duszpasterskie. Najpierw w 1992 r. w Górze Kalwarii, kiedy ja przychodziłem tam jako neoprezbiter a Piotr szedł na studia na KUL, a potem w 2005 r., kiedy Piotr jechał do Rzymu a ja przejmowałem po nim pomoc w Kostomłotach.

Ewangelie w tych dniach mówią o Chlebie życia, dającym życie wieczne. W obliczu wydarzenia śmierci kogoś bliskiego inaczej słucha się tych słów. Bardzo realnego wymiaru nabiera też powtarzana codziennie w Różańcu inwokacja do Maryi: „módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej” (a propos, teraz przez 30 dni każdy marianin polskiej prowincji będzie modlił się Różańcem za Piotrka), czy też modlitwa o dobrą śmierć na koniec Komplety: „Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech da nam Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty. Amen„. Przychodzi mi też na pamięć wezwanie z Suplikacji: „Od nagłej a niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie„. To jest w gruncie rzeczy wołanie o przymnożenie wiary. Dla człowieka wierzącego, opierającego swą egzystencję o Chrystusa, tak naprawdę żadna śmierć nie jest nagła czy niespodziewana, ani taka śmierć jak wczorajsza Piotrka na zawał, ani w wypadku ani w żadnej innej okoliczności.

Porusza mnie też miłość jaką Piotrkowi teraz okazują lubelscy neokatechumeni ze wspólnoty, z którą on był przez jakiś czas związany. To wprawdzie było już dawno (Piotrek wyjechał z Lublina w 2005 r.), ale bardzo się przejęli tą wiadomością, wczoraj odbierałem od nich telefony z pytaniami o datę i miejsce pogrzebu, a ponadto natychmiast zadecydowali, żeby zamiast planowej cotygodniowej Liturgii Słowa odprawić jutro wieczorem Eucharystię za Piotra. Miałem wprawdzie na jutro już inne plany na wieczór (zresztą też jak najbardziej Boże), ale w takiej sytuacji kilka telefonów i zmiana planu, na tej Eucharystii nie mogę nie być.

Piotrek to ciekawa, barwna i sympatyczna postać, miał swój niełatwy charakter, był bystrym i inteligentnym obserwatorem i się nie „szczypał”, potrafił bardzo celnie i ostro przytekścić, w swoim poczuciu humoru bywał uszczypliwy a nawet sarkastyczny, ale w głębi była w nim duża dobroć, która też wielorako się ujawniała na zewnątrz. I bardzo poważnie traktował wszystkie wykonywane prace i posługi. A Pan Bóg w różnych sytuacjach kapitalnie wykorzystywał także jego zewnętrzną szorstkość. Na koniec opowiem o jednej takiej historii z jego pracy w parafii. Piotrek został wyświęcony w 1990 r. i w parafii w której był, po raz pierwszy księża poszli po kolędzie po blokach wojskowych. Jedni ludzie przyjmowali, inni nie i kiedy Piotr był w połowie ostatniej klatki, minął go na schodach wracający z pracy elegancki oficer i obrzucił Piotra wyraźnie nieprzyjaznym, takim dość pogardliwym spojrzeniem. Akurat jego mieszkanie wypadło na końcu, Piotr podszedł do drzwi myśląc sobie że ten i tak go nie wpuści, ale pro forma zadzwonił. Oficer otworzył, przebrany już po domowemu, spojrzał na Piotra niechętnie i rzucił ostro: „Słucham, czego pan sobie życzy?” A Piotra coś naszło i odparował: „Wie pan co? Wkurzony już jestem! Łażę po tym waszym bloku już ze trzy godziny i nigdzie na dłużej usiąść, kawy wypić i zapalić!” Oficera najpierw zatkało, a potem: „A to proszę, niech ksiądz wejdzie„. Siedli, zaczęli rozmawiać, oficer zrobił kawę, po czym chwycił za telefon i zadzwonił do żony: „Szybko kończ pracę i wracaj do domu, mamy księdza po kolędzie„. Wywiązała się dłuższa i głębsza rozmowa o życiu, Kościele i Panu Bogu (rozmówca powiedział też szczerze z czego wynikała jego początkowa niechęć), której by nie było gdyby Piotr na tę pierwszą zaczepkę nie odpowiedział akurat w ten sposób, gdyby zamiast tego uderzył np. w tony pobożne, oficer zatrzasnąłby drzwi i na tym by się skończyło. Myślę, że jest to jedna z sytuacji, która dziś oręduje za Piotrem przed Panem Bogiem.

Będzie nam go bardzo, bardzo brakować.

Piotrze, spoczywaj w pokoju!

Requiem aeternam dona ei, Domine, et lux perpetua luceat ei. Requiescat in pace. Amen.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....