Kto może głosić kazanie? [ROZMOWA]

Kto może mówić kazanie? Skąd je mówić? Czy można zaśpiewać psalm w duecie?  Takie pytania zadaje sobie zapewne wielu katolików uczęszczających do kościoła. O podobne kwestie zapytali również  o. Tomasz Grabowski OP oraz ks. Wojciech Nowicki w swojej najnowszej książce, „Liturgia krok po kroku”, która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa W drodze.

Ks. Wojciech Nowicki: Kto może mówić kazanie?

o. Tomasz Grabowski OP: Biskup jest zawsze pierwszym kaznodzieją. On w każdym kościele swojej diecezji powinien się czuć jak w domu i zawsze, kiedy jest na liturgii, powinien być szafarzem słowa.

W starszej formie rytu wyraża to już sposób, w jaki biskup jest ubrany, przede wszystkim po sposobie założenia stuły – jej końce opadały prosto. Wskazywało to, że ma on pełnię władzy w Kościele jako sukcesor apostołów i pełni ją w sposób nieskrępowany. Prezbiterzy natomiast stułę krzyżowali na piersi, gdyż należącą do nich władza jest jakby skrępowana, bo ograniczona, zależna od tego, na ile biskup pozwala im szafować sakramentami czy słowem. Dlatego prezbiter jest drugim, który może nauczać w formie homilii. Wreszcie diakon stułę przewiesza przez ramię tak, że widzimy tylko jej połowę, ponieważ ma tylko część władzy, którą otrzymał ksiądz. Jest dopuszczony jedynie do konkretnych posług, a jedną z nich jest głoszenie słowa, czyli diakon jest trzecim, który może głosić homilie. I ostatnim.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że prawo głoszenia dla diakonów to trochę za dużo, bo jak pamiętamy z Dziejów Apostolskich (zob. Dz 6,1–6), byli oni ustanowieni do rozdzielania pomocy materialnej potrzebującym. Jednak także w Dziejach (zob. Dz 7,51–59) czytamy, jak św. Szczepan, jeden z diakonów, naucza i głosi Ewangelię Żydom. Na tej podstawie także współcześnie mężczyźni mający ten stopień święceń są dopuszczeni do kaznodziejstwa.

A jeśli jakiś świecki jest gruntownie wykształcony, może nawet lepiej niż̇ ksiądz? Teolog nie może wyjść na ambonę i powiedzieć kazania?

Nie może. Świeccy teologowie mogą̨ głosić w szeregu innych miejsc. Z ambony ewentualnie ktoś może powiedzieć świadectwo, ale też poza homilią, na przykład, w ramach ogłoszeń lub wstępu do mszy. Można urządzać katechezy głoszone przez świeckich katechistów. Można zlecić im przygotowanie komentarzy do liturgii, chociaż osobiście odradzam używania tych ostatnich, ponieważ generują wrażenie, że siedzimy na widowni i ktoś nam zapowiada, co ma się wydarzyć.

Może właśnie kazanie jest czasem na tego typu wyjaśnienia?

Z pewnością. Inspiracją do homilii nie muszą być tylko słowa czytań. Można tłumaczyć obrzędy, przybliżać modlitwy mszalne, omawiać fragment nauczania Kościoła, który w tym momencie wymaga przypomnienia lub wyjaśnienia.

W trakcie liturgii, jeżeli jakiś komentarz jest wymagany, niech kapłan go krótko udzieli, ale najczęściej wyłącznie księdzu wydaje się, że jest potrzebne komentowanie akcji liturgicznej. Wierni z reguły tego nie potrzebują. Zaangażowanie sprawia, że nawet jeśli nie w pełni rozumiem, co się dzieje, mogę owocnie przeżywać celebrację. Kiedyś byłem na liturgii ormiańskiej, była to msza prymicyjna księdza, który odbywał studia w Polsce, a był wyświecany dla Kościoła ormiańskiego w Gruzji. Celebrował liturgię, której nie znałem z żadnych opracowań, a do tego była sprawowana w języku gabar, który nawet w Armenii nie jest używany poza kontekstem celebracji, ponieważ jest archaiczny. Nie miałem prawa rozumieć czegokolwiek, łącznie z czytaniami, a jednocześnie cała celebracja była dla mnie przejrzysta i jasna. Zaangażowanie kapłana, to, jak pieczołowicie celebrował kolejne elementy mszy, sprawiło, że nie potrzebowałem żadnych komentarzy, żeby wiedzieć, co się dzieje. A działo się̨ to, dodajmy, w czasach, kiedy nie zajmowałem się bliżej liturgią.

Przypominam sobie rozmowę z jednym z moich zakonnych braci. Powiedziałem mu, że dawniej msze się celebrowało, a dzisiaj się odprawia. On na to odparł: „Jest znacznie gorzej, dzisiaj msze się prezentuje”. Miał na myśli to, że odbiorcami mszy (w głowach księży) są przede wszystkim wierni. To jest karygodny błąd. Msza jest celebrowana przed Ojcem.

Odprawienie liturgii oznacza zatem, że sprawując ją skrupulatnie, zachowujemy wszystkie rubryki. Natomiast celebrowanie to głębokie zaangażowanie w działanie i sposób świętowania, radosnego i jednocześnie pełnego powagi. Formy, których używamy, są większe niż my sami, trzeba się do nich dopasować, co wcale nie sprawia, że są nam obce. Wręcz przeciwnie, wznoszą̨ nas na poziom, do którego na co dzień aspirujemy, ale o własnych siłach i w powszednich formach nie możemy go osiągnąć.

Natomiast prezentacja mszy polega na dodawaniu licznych komentarzy, dopowiedzeń, a wówczas łatwo zapomina się o najważniejszym kierunku celebracji, czyli zwróceniu się do Ojca.

Czy zawsze głoszącą słowo, przez czytanie lekcji lub śpiew psalmu, powinna być jedna osoba, czy są dopuszczalne duety i tercety?

Jeżeli chodzi o czytanie, w zasadzie nie potrzeba, żeby to robić w większym zespole, wyjątkiem jest czytanie męki Pańskiej. Jeżeli chodzi o psalm, to Kościół na temat jego wykonania nie wypowiada się precyzyjnie. Jest mowa o kantorze. Jednocześnie Kościół mówi: „Tu można użyć graduału”, czyli śpiewu między czytaniami ze starszej formy rytu (jest też dostosowany do nowej formy Graduale simplex oraz Graduale triplex). Śpiew ten wykonywano w grupie czterech, a minimum dwóch śpiewaków. Najczęściej był bardzo ozdobny i wymagał już pewnego kunsztu, jeśli chodzi o śpiew chora- łowy. Skoro wiec graduał może być wykonywany w zespole, to dlaczego psalm nie miałby być tak wykonany?

W przepisach jest mowa o tym, że z kolei Alleluja może być wykonane przez chór, ale powinna to być taka melodia, do której może dołączyć się zgromadzenie. Nie powinien to być popis koncertowy, ponieważ chwałę̨ Bogu przychodzącemu w swoim słowie mamy śpiewać wszyscy.

A ile osób może mówić kazanie?

W zasadzie Kościół nie wspomina o tym, żeby miał je głosić zespół ludzi, raczej chodzi o jednego człowieka i powinien to być główny celebrans. Dopuszczalne jest poproszenie o to koncelebransa, natomiast niezgodny z przepisami Kościoła jest tzw. dyżur homiletyczny, kiedy to jeden ksiądz przez całą niedzielę, na każdej mszy głosi kazanie i przychodzi w komży i stule tylko na ten moment. Episkopat Polski w instrukcji, o której wspominałem wyżej, zakazuje takiego sposobu postepowania.

Czasami jak wielu księży koncelebruje, to jest tak, że jeden czyta Ewangelię, a inny głosi kazanie.
Jeżeli msza jest koncelebrowana, jest zalecane, żeby główny celebrans delegował jednego z koncelebransów do lektury Ewangelii. Wobec tego można też dopuścić kolejnego koncelebransa do kazania, to nie jest nic zdrożnego.

Z jakiego miejsca głosi się słowo Boże, to czytane, ale także kazanie? Czy ksiądz może chodzić z mikrofonem po kościele?

Znowu wracamy do tematu integralności homilii z resztą liturgii. Zamysł Kościoła jest taki, żeby była ona głoszona z ambony, ponieważ ma to być rozwinięcie słowa Bożego, które z niej padło. Ewentualnie biskup może mówić homilię z miejsca przewodniczenia, czyli katedry biskupiej. Może też podczas głoszenia siedzieć, jak to dawniej było w zwyczaju Kościoła.

A co, jeśli chodzi o psalm? W praktyce najczęściej psalm wykonuje organista, a więc nie robi tego na ambonie…

Mszał zaznacza, że psalm jest jednym z czytań, więc powinien być wykonywany na ambonie. Owszem, ma on strukturę dialogu, ale obecnie mniej się podkreśla, że jest odpowiedzią na usłyszane czytanie, jak to było wcześniej. Graduał czy responsorium, które było w tym miejscu przed soborem, jest powrotem do słowa, które usłyszeliśmy, i odpowiedzią na nie. Skoro jest kolejnym czytaniem, choć nigdy wprost nie jest tak nazwany, należy wykonać go z ambony. Jednak, jak ksiądz wie, Mszał dopuszcza inne niż ambona godne miejsce śpiewu psalmu. W praktyce najczęściej jest to chór. Nie sądzę, żeby to była dobra praktyka. Lepiej jest przywracać rolę psałterzysty, czyli osoby przygotowanej do wykonywania psalmów, która śpiewa z ambony albo miejsca, które jest nieopodal ołtarza czy u jego stopni. To ostatnie miejsce jest nawiązaniem do słów psalmisty: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, słuchaj głosu mego!” (Ps 130,1–2). Tak też uzasadniano śpiew responsorium (graduału) u stop- ni ołtarza. Zauważmy przy okazji, jak w nazwach śpiewu po czytaniu dawny rytuał nawiązuje zarówno do odpowiedzi na słowo (łac. responsorium, czyli odpowiedź), jak i do miejsca jej udzielenia (łac. gradus, czyli stopień).

Wydaje się, że stopnie prezbiterium są o wiele lepszym usytuowaniem dla śpiewającego psalm, ponieważ wtedy zamiast komunikować słowo wiernym, przewodzi im w modlitwie, w udzielaniu odpowiedzi na usłyszane czytanie.

Domknijmy w takim razie liturgię słowa w tej części, która zawiera czytania. Mamy tu także Credo. Dlaczego właśnie tutaj?

Dawniej nie było ono odcięte od Ewangelii homilią, tylko stanowiło odpowiedź na usłyszaną Dobrą Nowinę. Diakon, który wyśpiewywał lekcję Ewangelii, kończył ją, a w tym momencie kapłan z miejsca przewodniczenia rozpoczynał Credo. Kościół usłyszał słowo, przyjął je i odpowiadał wyznaniem wiary. Na treść objawienia odpowiadaliśmy słowem wiary.

Wiele wyjątków z Pisma Świętego wypadałoby przytoczyć w tym miejscu. Ograniczę się do dwóch z Listu do Rzymian: „Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim. A jest to słowo wiary, którą głosimy. jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie.

Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” (Rz 10,8–10). „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). Credo jest zastosowaniem w praktyce słów Apostoła.

Credo jest też uwielbieniem Boga. Struktura wyznania wiary jest trzyczęściowa. Każda zaś z części jest dodatkowo rozdzielona na pół. Pierwsze frazy dotyczą zawsze danej Osoby Boskiej w Niej samej, a druga połowa tego, co dla nas uczyniła. Najpierw mówimy z perspektywy teologii, czyli jaki Bóg jest w Osobie Ojca, w Osobie Syna i w Osobie Ducha Świętego, potem mówimy w perspektywie ekonomii, czyli co dla nas uczynił Bóg Stworzyciel nieba i ziemi, Syn Odkupiciel, Duch, który ożywia Kościół. Tym samym tekst wyznania jest pieśnią uwielbienia Boga w Trzech Osobach. Użyłem słowa „pieśń”, bo przez wieki Credo było śpiewaną częścią mszy i to z podziałem na chóry, tak że wyznawaliśmy wiarę i uwielbialiśmy Boga we wspólnocie. Gdzie ten chwalebny zwyczaj się zachował, należy go wzmacniać i podtrzymywać.

Więcej przeczytacie w najnowszej książce wydawnictwa W drodze – „Liturgia krok po kroku”.

Zobacz także

Tomasz Grabowski OP

Tomasz Grabowski OP na Liturgia.pl

Od początku zaangażowany w działalność Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, w latach 2005-2010 jego dyrektor, a od przekształcenia w Fundację – prezes w latach 2010-2016. Od września 2016 r. prezes Wydawnictwa Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego „W drodze” w Poznaniu i stały współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.